piątek, 27 grudnia 2019

Museo del Confetto, czyli degustując słodkości w apulijskim muzeum cukierków

Okołoświątecznie zaległa notka o temacie bardzo choinkowym... czyli słodkościach ;D

 

Muzeum cukierków w Andrii

 

Wyruszyć na Castel del Monte, dotrzeć do fabryki-muzeum słodkości w Andrii - to mogę tylko ja:D Ale wcale nie  żałuję.  Il Museo del Confetto to naprawdę coś unikatowego, a stosunkowo mało znanego, czyli idealne miejsce dla mnie.  Jak się już dotrze do Andrii to trudno je przegapić, bo znajduje się tuż obok malutkiego centro storico.  Zaraz po wejściu czuje się atmosferę ponad stuletniej historii... te półki, ta kasa....no i ten zapach słodkości z klasą.

 

Ile kosztuje i trwa zwiedzanie Museo del Confetto


Zwiedzanie (z degustacją wybranych produktów firmy!) kosztuje 5 euro. Oczywiście wybrałam oprowadzanie po włosku, ale możliwe jest też po angielsku
Salki są tylko trzy (każda tyczy innego aspektu produkcji), zwiedzanie zatem nie trwa jakoś strasznie długo, za to jest rzeczowe i bardzo smakowite. 

 

Część sprzętów używanych kiedyś do produkcji wygląda oczywiście jak narzędzia tortur :D

 

Czego się dowiesz w trakcie zwiedzania muzeum


Poza ogólną historią firmy (obecnie prowadzi ją już czwarte pokolenie rodziny Muccich-Giovannich), poznaniem oferty produktów i technik ich wytwarzania można dowiedzieć się też m.in:
- jaka jest różnica między confetto a dragette (czyli cukierkiem a drażetką),
- dlaczego jeden z produktów firmy okazał się tak niebezpieczny, że w pewnym momencie zakazano jego dalszej produkcji,
- od kogo i z jakim podtekstem lokalne przyszłe panny młode dostawały taki zestaw słodyczy,
- jaki jest związek pomiędzy Fryderykiem II (on jest wszechobecny w Apulii:D) a słodyczami Mucci-Giovanni (lavanda liquore smakują bajecznie!) 
 

 

Wszystkie oglądane słodycze można też kupić


A na koniec, jako że muzeum jest połączone ze sklepem firmowym, można sobie zakupić tyle co prezentowane słodkości do dalszej degustacji w domu - czy też na fajny oryginalny włoski prezent z podróży.  Dostaniemy je w eleganckich gotowych pakietach, ale wszystko można kupić też na wagę.
 

Swoją drogą to bardzo unikatowa koncepcja, żeby zrobić muzeum firmy, która wciąż działa. Cieszę się, że przez przypadek wylądowałam właśnie w tym miejscu (ponoć nie ma przypadków;)) i chętnie tam jeszcze kiedyś wrócę. 

 

Zaproszenie od właścicieli firmy

 

A jeśli moje zachęty to mało posłuchajcie jeszcze jak odwiedzenia swojej rodzinnej firmy zapraszają siostry Mucci:

 

Allora: vieni, assaggia, scoprilo!





niedziela, 15 września 2019

Językowy obraz świata: cavatappi czyli korkociąg ;)


Zanim sprawozdania z kolejnych włoskich wojaży (było króciutko ale dość intensywnie) dawno planowana inauguracja nowego cyklu na blogu. Językowy obraz świata to pojęcie, które robi ostatnio furorę w lingwistyce i wcale mnie to nie dziwi, bo to fascynujący temat i wcale nie tylko dla akademickich badaczy. Wystarczy się interesować światem wokół i trochę znać języki, żeby dostrzec że język faktycznie zarówno jest odbiciem rzeczywistości wokół, jak i na ten obraz świata wpływa. 
Chciałabym zatem w tym cyklu trochę to poanalizować na przykładach, głównie włoskich oczywiście.
Zacznę zatem od początku, czyli słowa, które jako pierwsze skłoniło mnie do takiej refleksji :D To słowo to cavatappi, czyli korkociąg.

Dlaczego korkociąg?

To niezwykle istotna rzecz w trakcie pobytu w Italii, a niestety - w odróżnieniu od makinetki (kawiarki) -  nie stanowi niezbędnego wyposażenia każdego włoskiego mieszkania (z powodu to czego często we Włoszech cierpiałam, bo mało jest  podobnie frustrujących rzeczy,  jak kupienie butelki fajnego wina i niemożność jej otworzenia).
Nauczywszy się, jak brzmi to nader pożyteczne słowo po włosku zaczęłam je rozkładać na czynniki pierwsze i porównywać z innymi językami.

Cavatappi, czyli robienie dziury

Wg słownika  Treccani cavatappi to: [comp. di cava(re) e tappo]. - [strumento metallico, costituito da una spirale a vite, con cui si cavano da bottiglie o fiaschi i tappi di sughero] ≈ cavaturaccioli, ⇑ apribottiglie. 
cavare v. tr. [lat. cavare «rendere cavo, incavare scavando» 

Zatem tłumacząc dosłownie na polski byłoby to 'robienie dziury (cavare, od cavo=dziura) w korku (tappo). 

A jak jest w innych europejskich językach?


Zarówno po angielsku, jak po francusku czy niemiecku słowo korkociąg skonstruowane jest podobnie: chodzi tu o coś, za pomocą czego można ciągnąć/wyciągać korek. Nacisk zatem idzie na proces. Czesko-słowacko vyvyrtka też idzie w tym kierunku.  Tymczasem włoska nazwa zwraca uwagę na zupełnie inny element: (z)robienie dziury w korku. Czyli bardziej na efekt, niż na proces sam w sobie. Co zresztą świetnie pasuje do np włoskiego sposobu studiowania, który to opisywałam na tym blogu (brak konieczności chodzenia na zajęcia, można je zmienić do ostatniego momentu, ważne żeby zdać końcowy egzamin - czyli też bardziej nacisk na ostateczny efekt, niż proces). I to jest właśnie ów językowy obraz świata - to samo słowo w różnych językach skonstruowane być może z uwzględnieniem charakterystycznego dla danej nacji sposobu postrzegania rzeczywistości.
I czyż nie jest to fascynujące?


środa, 7 sierpnia 2019

Tłumaczenie: Francesco Gabbani 'Maledetto amore'

Dzisiaj dowód na to, że najprostszy tekst nie zawsze jest najprostszy do tłumaczenia. Po dwóch poważniejszych tekstach (Fabrizio i Diodato) postanowiłam wziąć się za prościutką piosenkę o nieszczęśliwej (tytuł mówi wręcz o przeklętej) miłości. 'Przestałaś mnie kochać, ale ja ciebie nie. Cierpię i chcę być znów z tobą' itp itd. Banał, czyż nie? Będzie znaczy prosto językowo. Czyli łatwiej do przekładu. A guzik. Okazało się, że przy takim tekście trzeba się dużo bardziej namęczyć, żeby efekt końcowy nie brzmiał totalnie durnie:P Czy mi wyszło? Oceńcie sami.
Piosenka pochodzi z filmu 'L'amore fa male' (czyli 'miłość szkodzi'). Takiego obyczajowego średniaka. Za to utwór cały czas na mojej smartfonowej playliście :)
 




Mija dzień po dniu, godzina za godziną
a ma dusza wciąż pogrążona w melancholii.
Odeszłaś i nie wiem, o co chodzi
z tą przeklęta miłością z tysiącem pytań 'dlaczego',
a czas, wiesz? Wiesz, że leci.

Ale jakąż jesteś udręką, mój skarbie
z przyjemnością, jaką mi przynosisz,
radością, cierpieniem i tyloma kłopotami...

Ale będziemy się znów kochać, aż nas zaboli
i śpiewać o miłości, dokąd będzie nas słychać
i damy tej miłości czas na marzenia.
Ja bez ciebie?
Nie, nie mógłbym dłużej żyć, śmiać się...

Mija dzień po dniu, godzina za godziną,
życie na karuzeli, a serce zawsze gna.
Nie żyw urazy i wróć do mnie,
przeklęta miłość mieniąca się kolorami,
a czas, wiesz? Wiesz, że leci.

Ale jakąż jesteś udręką, mój skarbie
z poczuciem straty, jakie mi przynosisz,
łzami, krwią i tyloma kłopotami...

Ale będziemy się znów kochać, aż nas zaboli
i śpiewać o miłości, dokąd będzie nas słychać
i damy tej miłości czas na marzenia.
Ja bez ciebie?
Nie, nie mógłbym dłużej żyć, śmiać się...

niedziela, 28 lipca 2019

"Gesualdo: śmierć na pięć głosów" - Herzog o 'diabelskim' księciu Venosy

 

Carlo Gesualdo da Venosa - książę niebanalny

 
Dokument Herzoga rozpoczyna się na zamku w Gesualdo, włoskim miasteczku położonym ok. 70 km od Neapolu (w głąb lądu). To w tej rodowej siedzibie Carlo Gesualdo da Venosa (to miasteczko z kolei, słynne także jako miejsce urodzenia Horacego, znajduje się na pograniczu Bazylikaty z Apulią) spędził większość swego życia, tam też komponował swoje madrygały. Bo muzyka była pasją jego życia. Niestety nie dane mu było spokojnie się skupić na jej tworzeniu. Zadecydował jak zwykle przypadek (czy też fatum).  Jego starszy brat Lugi zginął na polowaniu. Po jego śmieci to na Carla spadła rola dziedzica rodu i obowiązek zadbania o jego przedłużenie. Trzeba było zacząć bywać na przyjęciach w Neapolu, no i stosownie się ożenić. Gesualdo nie był zachwycony tymi zmianami w swoim życiu. Zaaranżowano mu małżeństwo z Marią d’Avalos (dla której, mimo jej młodego wieku, miał być już trzecim mężem). Para nie okazała się zbyt dobrana charakterologicznie: on poświęcał żonie i dworowi minimum czasu, najchętniej siedział sam i komponował, ona - pełna temperamentu - rozpoczęła wkrótce romans z Fabrizio Carafą (notabene bratem swego pierwszego męża:P). Tragedia wisiała na włosku i w końcu pewnej nocy w Palazzo San Severo w Neapolu Gesualdo zamordował Marie i Fabrizio. Sąd go uniewinnił (wszak obrona honoru), udało się też uniknąć zemsty rodziny żony, ale Gesualdo zyskał etykietkę szalonego mordercy, która do dziś przesłania jego dokonania muzyczne. Jak można zobaczyć w dokumencie wciąż krążą legendy o tym, iż zamek jest 'opętany' (przez co prawie nikt nie chce tam pracować), krążącym po nim duchu Marii (tę rolę odgrywa w filmie słynna włoska pieśniarka Milva), a w lokalnym szpitalu psychiatrycznym twierdzą, iż mają przypadki pacjentów przekonanych iż są Gesualdo.

 

Madrygały - wyprzedzająca epokę muzyka Gesualdo

 
Tymczasem muzyka Gesualdo - której wiele możemy usłyszeć w dokumencie - zdecydowanie wyprzedzała epokę, w której powstała.  Wprawdzie madrygały (pisane zwykle właśnie na pięć głosów) były formą charakterystyczną dla renesansu, ale te komponowane przez Carla rozsadzały klasyczną ich formułę. Potomek rodu d'Avalos, do którego także dotarł Herzog, na sugestię, iż Carlo brzmi jak dwudziestowieczny kompozytor odpowiada wprawdzie skromnie, że aż tak to nie, ale dziewiętnastowieczny owszem. To chyba niemało jak na szesnastowiecznego wszak twórcę (Gesualdo zmarł w 1613 roku), czyż nie?  Klasę utworów księcia Venosy potwierdzają w filmie Herzoga również włoscy i angielscy muzykolodzy. I jak fakty z życia Gesualdo i stojące za nimi motywy można wciąż różnorodnie interpretować i trudno dotrzeć do 'jedynie słusznej' wersji w tej kwestii, tak prawdę niewątpliwie można znaleźć w jego pełnej skrajnych emocji muzyce. Być może ona najlepiej opisuje  skomplikowane wnętrze niebanalnego księcia. 


Dla italofanów dodatkową - poza włoskim bohaterem i realiami (wszystkimi ważnymi w życiu Gesualdo południowowłoskimi miejscami) - gratką  może być również fakt, iż w filmie zdecydowanie częściej słychać włoski niż angielski ;)
Mnie dzięki dokumentowi Herzoga postać Carlo Gesualdo zafrapowała na tyle, że nawet zaczęła mi się marzyć taka włoska wyprawa jego śladami: od Venosy, przez Gesualdo (gdzie w miejscowej kaplicy klasztoru kapucynów znajduje się jego jedyny portret) aż po Neapol.

Dokument można obejrzeć na YT (z ang. napisami)


poniedziałek, 24 czerwca 2019

Rudi i Castellaneta - poznając rodzinne strony Rudolfa Valentino ;)

Jadę na zwiedzanie bardzo zachwalanego przez lektorkę od włoskiego Taranto. W trakcie kilkugodzinnej podróży pociągiem zapoznaję się z zabranymi 'na drogę' materiałami promocyjnymi tyczącymi ciekawych miejsc w Apulii. Staram się robić wcześniej research w necie, ale nieraz już dodatkowo coś ciekawego wpadło mi w oko właśnie przy przeglądaniu tych książeczek. Zerkam więc do części o Magna Grecia  i nagle bach! Czytam, że w pobliskiej Castellanecie urodził się Rudolf Valentino. I że jest tam muzeum mu poświęcone. Sprawdzam mapę w telefonie - mam to po drodze. Szybka decyzja, oczywiście wysiadam. Do Taranto mogę dojechać i na wieczór (cudów się nie spodziewam, a mam cały weekend), a jako kinoman nie mogę przecież przepuścić takiej okazji. Nawet jeśli nie jestem specjalną fanką akurat Valentino.  
Już na stacji orientuję się, że tak łatwo nie będzie. Dość typowo po włosku jest ona w szczerym polu, a miasteczko właściwe znajduje się jakieś 2-3 km od niej:P A ja jeszcze przeziębiona. Ale nic to, twardym trzeba być, więc dzielnie maszeruję pod górkę (takoż typowo po włosku:P) W międzyczasie zaliczając też deszcz (na szczęście po włosku krótki i w miarę ciepły)

 

Museo Rodolfo Valentino

 

Muzeum jest trochę ukryte w labiryncie uliczek starówki miasta, ale w końcu je  namierzam. Jak mi potem tłumaczą w środku, znajduje się ono w średniowiecznym budynku... dawnego opactwa. Cóż za anturaż dla pamiątek po pierwszym wielkim amancie kina :D
W środku spokój, jestem wygląda jedynym gościem, dlatego mogę liczyć na szczególne zainteresowanie obsługi. Kupuję bilet za jedyne 3 euro i pani z obsługi - tłumacząc mi, że najpierw obejrzę film o życiu aktora, a potem będę mogła sobie pozwiedzać ekspozycję - pyta (rozmowa toczy się po włosku), czy chcę wersję angielską czy włoską dokumentu. Hmmm... będąc we Włoszech staram się rozmawiać z localsami moim kulawym włoskim, ale film? Pytam ile trwają obie wersje. Nie są długie (ok. 20') i włoska jest trochę dłuższa. No to ambitnie decyduję się na italiano. Nie jest źle, zresztą co nieco o gwieździe wiedziałam już i wcześniej, a to głównie takie podstawy o przebiegu życia i kariery. Zaskoczenia przyjdą dopiero później, wraz z oglądaniem ekspozycji, bowiem pani z obsługi postanawia mi potowarzyszyć i opowiedzieć wiele ciekawych szczegółów (których niekoniecznie doczytałabym się w wystawowych materiałach). Opowiada po włosku, zatem bycie ambitną to był dobry wybór, in English na pewno bym tyle się nie dowiedziała (jeśli w  ogóle). I nie szkodzi, że nie rozumiem jej w 100% - jest tego wystarczająco dużo, żeby się naprawdę zaciekawić. I może kiedyś jeszcze gdzieś doczytać :)
 
 

Rudolf Valentino i... poezje

 

Nie miałam np. pojęcia, że Rudolf (znaczy właściwie to Rodolfo Alfonso Raffaello Piero Filiberto Guglielmi di Valentina d'Antoguolla, bo tak brzmiało pełne imię i nazwisko włoskiej gwiazdy hollywoodu, prościej zwanej Rudim) pisał też poezje. Z tego, co udało mi się zrozumieć z muzealnych próbek (powyżej) całkiem niezłe. Dostępny jest ich tomik zatytułowany Sogni ad occhi apert (czyli po angielsku: Day Dreams).

Fotosy z ról Rudiego...  

Dlaczego filmy Valentino były na włoskim 'indeksie dzieł zakazanych'?

 
Jest też kamera filmowa z tamtych czasów i nieliczne zachowane włoskie kopie filmów aktora. Jak mi wyjaśniono jest ich tak mało, ponieważ za czasów Mussoliniego filmy Valentino znajdowały się na 'indeksie dzieł zakazanych' i ich kopie były niszczone. Aktor odrzucił bowiem propozycję Duce, by zostać propagandową gwiazdą faszyzujących się wówczas Włoch.


Valentino aktorem 'metody'?

 
W części poświęconej filmowym wcieleniom Rudiego zaskoczyła mnie też informacja, iż aktor kojarzący mi się bardzo z ówczesna manierą odbiegał jednak od innych gwiazd tamtej epoki i stosował coś, co można by chyba uznać za początki 'metody'. Mianowicie  starając się maksymalnie wcielić w daną postać dbał też o takie, mało popularne wówczas 'drobiazgi' jak historyczna zgodność kostiumów (często kupował je zresztą z własnych pieniędzy) 


Pamiątki z apulijskiego dzieciństwa Rudiego

 

Wreszcie ta naprawdę unikatowa część wystawy - poświęcona dzieciństwu przyszłej gwiazdy w rodzinnej Castellanecie. 
Jest zatem odtworzona sypialnia jego rodziców (ojciec pochodził z pobliskiej Martiny Franki, matka była Francuzką, której ojciec przybył tu budować lokalną linię kolejową). W tej sali, której klimat buduje wpadające delikatnie światło i muzyka z gramofonu, znajdują się także takie cenne pamiątki z późniejszych lat jak np suknia ofiarowana przez Polę Negri - najsłynniejszą partnerkę życiową Rudolfa. Choć dla jego kariery ważniejsza była chyba jego druga żona, Rosjanka Natasza Rambowa. To w głównej mierze ona stworzyła  wszak jego słynny wizerunek egzotycznego  kochanka.
Są także zdjęcia bliskich i małego Rudiego.  Wreszcie pamiątki szkolne i osobiste (zdjęcia poniżej).  Zegarek, spinki, listy, wypis z ksiąg parafialnych i świadectwa szkolne (Rudolf był fatalnym uczniem i zdaje się iż perspektywa wydalenia ze szkoły była jednym z istotnych powodów opuszczenia Castellanety. To była ponoć propozycja nie do odrzucenia;) Jest też teoria, iż Rudolf zostawił w rodzinnej miejscowości nieślubne dziecko - niechęć do poślubienia jego matki miałaby także przyczynić się do wyjazdu)


Czy przedwcześnie zmarły aktor został podtruty?

 
Jest też sekcja poświęcona prasie z epoki. Duża część nagłówków prasowych tyczy rozważań co do okoliczności nagłej przedwczesnej śmierci gwiazdy (sprawy okołogastryczne, określane do dziś syndromem Valentino, które doprowadziły do zgonu 31-letniego wówczas aktora wywołały wtedy sporo różnych spekulacji, łącznie z koncepcją podtrucia Rudiego. Rodzina żądała np. dodatkowej sekcji zwłok).

Wracając zamyślona na stację mijam przy jednej z głównych arterii pomnik poświęcony aktorowi. oczywiście w anturażu z jednego z jego najsłynniejszych filmów, Syna szejka:


Nie wiem, czy zostanę fanką Valentino, ale mam naprawdę ochotę dowiedzieć się o nim jeszcze więcej. I obejrzeć coś więcej z jego filmów. Najlepiej tych mniej 'typowych' (coś z kostiumowych adaptacji literatury np?)

niedziela, 16 czerwca 2019

Morze, skały i trulli, czyli Apulia oczami filmowców z Indii

Moją miłością oprócz Włoch są Indie i to dlatego rok temu na swym drugim blogu popełniłam taką łączącą te dwa kraje notkę. Zobaczcie zatem, jak w swoich filmach widzą Apulię Indusi:)

Wszystko zaczęło się od Wonder Woman Tour w Materze.  Chodząc śladami zdjęć do tego filmu usłyszałam przy okazji także o plenerach do paru innych filmów kręconych w okolicy, w tym - jako ciekawostce - filmie bolly. Pan z komisji filmowej nie pamiętał ani tytułu ani aktorów (w sumie się nie dziwię;)), ale wspomniał o synu znanego polityka;) A mnie - indiofreakowi - zapaliła się lampka w głowie W ten oto sposób dociekłam, że w Apulii kręcono Housefull;D Potem poszło już jak po sznurku, zwłaszcza, gdy - po odkopaniu mojego zainteresowaniu świeżym newsem o zdjęciach do nowego filmu YRF w Materze - przytomnie postanowiłam prowadzić dalsze poszukiwania  nie  po angielsku (czyli nie od strony portali indyjskich - dla których jak wiadomo, często cała Europa to w sumie to samo:P), ale po włosku (a dla włoskiego południa - bo taki Rzym czy Wenecja są pewnie już bardziej zblazowane^^) ekipa z Indii przyjeżdżająca do nich kręcić film  to jest coś! Insza sprawa, że często piszą oczywiście o wszystkim jako bolly (czyli dokładnie jak u nas), tymczasem okazuje się, że w Apulii kręciły już zdjęcia do filmowych klipów co najmniej trzy indyjskie kinematografie!

Bollywood

  • 2008 - Bachna ae haseeno  
Ponoć to ludzie z Yash Raj Films przybyli do Apulii jako pierwsi. W 2008 r. producenci Bachna ae haseeno przyjechali na półwysep Gargano i uznali, że tutejsza Baia delle Zagare (jedna z najsłynniejszych gargańskich piaszczysto-skalnych zatok) będzie idealnym tłem romantycznego klipu z Ranbirem i Deepiką.  Do kompletu - poza Wenecją -  dołożyli jeszcze słynne  trulli z Alberobello  i nadmorskie widoki z drugiego apulijskiego półwyspu, czyli Salento, w postaci Santa Cesarea Terme.

  • 2010 - Houseful 
Dwa lata później na Gargano zjechała ekipa Houseful. Zdjęcia do klipu z udziałem całej głównej czwórki aktorów zrealizowano już z oficjalnym wsparciem Apulia Film Commission w Mattinacie, Vieste, Pugnochiuso i na słynnej plaży w Vignanotice. A oto efekt:


Już po premierze filmu Włosi zorganizowali Indusom specjalną 'wycieczkę edukacyjną' po regionie (obejmującą głównie półwysep Salento - Lecce, Galatinę, Otranto, Santa Cesareę i Gallipoli - a poza tym Gargano, Bari i Valle d’Itria, czyli okolice trulli). Ponoć cała inwestycja przyniosła spore ożywienie turystyczne w Apulii.
 

Tollywood 

  • 2008 - Maska 
W międzyczasie Apulię odkryło także kino telugu. Filmowcy z Suresh Production zdecydowali się zrealizować tu klip do filmu Maska z Ramem i Hansiką w rolach głównych.  Włoskie źródła piszą o Cisternino, mnie to wygląda jednak bardziej na wybrzeża Salento plus Trani (choć nie jestem pewna czy zamek też stąd...), no i oczywiście znów trulli.

  • 2009 - Adhurs
Rok później do Apulii przyjechała kolejna telugowa ekipa. Za tło posłużyły - po raz kolejny - alberobelijskie trulli oraz Ostuni (to ta część z białymi murami w tle) i Salento (woda i skały:D)


Kino bengalskie

2010 - Dui Prithibi
I to wciąż nie wszystko, ponieważ do Apulii trafili już także filmowcy z Tollygunge. W romantycznym klipie do remaku 'Gamyam'  zobaczyć można - poza Wenecją (czy raczej konkretnej Burano) - plenery wspominanych już nieraz...  trulli z Alberobello:P


W drugim klipie z tegoż filmu jest natomiast, także już wspominaną w tej notce, Santa Cesarea Terme:



Myślę, że po tych kilku klipach może się też zrobić jaśniej, dlaczego tak się zakochałam w tym regionie Włoch. A to, co tu widać to jeszcze zdecydowanie nie wszystko..



Przy pisaniu tej notki korzystałam z:

http://www.speropoli.it/2012/12/14/bollywood-sceglie-la-puglia/http://www.speropoli.it/2012/12/14/bollywood-sceglie-la-puglia/
http://www.repubblica.it/spettacoli-e-cultura/2012/01/14/news/bollywood_puglia-28103572/
http://www.alberobellocultura.it/it/biblioteche/63-quotidiani/360-il-cinema-indiano-ha-scelto-come-location-alberobello.html 

poniedziałek, 27 maja 2019

Tłumaczenie: Diodato 'Adesso'


Z tegorocznych sanremowych piosenek jakoś nic mi nie wpadło do ucha, za to wciąż chętnie słucham zeszłorocznych. To wtedy odkryłam też Diodato, którego piosenka (w jedynie słusznej wersji z trąbką Roya Paci) idealnie oddaje moją filozofię życiową carpe diem, którą to najpełniej udało mi się realizować na południu Italii. Gdzie żyje się właśnie naprawdę: 'tu i teraz', bez nadmiernej pogoni za nie-wiadomo-czym i bardziej wśród ludzi niż techniki. Ponieważ zaś ta piękna piosenka nie doczekała się dotąd polskiego tłumaczenia - a tekst jest tu kluczowy - postanowiłam je zrobić.


Mówisz, że powrócimy do patrzenia w niebo,
Podniesiemy głowy znad komórek,
Dopóki oczy dadzą radę patrzeć,
Gapienie się na księżyc ci wystarczy.

I mówisz, że powrócimy do prawdziwych rozmów,
Gdzie niepotrzebna jest klawiatura.
I spacerowania godzinami po ulicach,
Aż do ukrycia się w mroku wieczoru.

I mówisz, że nigdy nie zaakceptujemy starzenia się,
Przymusowej zmiany planów i perspektyw
I tej pogoni przez całe życie
Za tchórzliwym cieniem alternatyw.

I mówisz, że wcześniej czy później znajdziemy odwagę,
Aby żyć tak naprawdę,
Bez gonienia za kolejnymi złudzeniami.
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy

Mówisz, że powrócimy znów do uczuć,
Emocji chwytających nas za gardło,
Kiedy stajesz się częścią historii,
Dopóki zachowamy je w pamięci.

I mówisz, że wcześniej czy później znajdziemy odwagę,
Aby żyć tak naprawdę,
Bez gonienia za kolejnymi złudzeniami.
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy

I ty, uosobienie tej odwagi,
Odmowy przyznania kiedykolwiek że,
Odmowy zrozumienia że,
'teraz' to wszystko, co dostaniemy,
'teraz' to wszystko, co dostaniemy.
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy,
'teraz' to wszystko, co dostaniemy.

Mówisz, że powrócimy do patrzenia w niebo...



sobota, 11 maja 2019

Luciano Pavarotti "Historia mego życia"

Jeden z najwybitniejszych tenorów wszech czasów. Nazwisko, które znają wszyscy. Czy jednak oznacza to faktyczną wiedzę o Pavarottim jako artyście i człowieku? Niniejsze wspomnienia udowadniają, że niekoniecznie. 
Po kim z rodziny otrzymał imię? Gdzie dokładnie we Włoszech się wychował i jak wspomina wojnę? Czym pasjonował się jako mały chłopiec? Na czym zarobił pierwsze dobre pieniądze? (w obu przypadkach nie chodzi o muzykę:D) Jaka opera utorowała mu drogę do kariery i dlaczego najpierw wystąpił w londyńskim Covent Garden i w Moskwie, a dopiero potem zadebiutował na deskach rodzimej La Scali? Jak pracuje nad swoim głosem (tu przy okazji możemy dowiedzieć się też, dlaczego niemowlę jest w stanie przepłakać całą noc i się nie zmęczyć:D) Co decyduje o tym, iż przyjmuje daną rolę operową? Dlaczego śpiewa z białą chusteczką? Gdzie jeździ na włoskie wakacje? Czego, mimo całego przywiązania do swego kraju, nie lubi we Włoszech?  I można by tak mnożyć i mnożyć...
Młody Pavarotti z rodziną
Napisana oryginalnie po angielsku "Historia.."  ma interesującą konstrukcję, ponieważ wspomnienia samego Luciano są przeplatane wspomnieniami innych, bliskich mu osób - przyjaciół czy współpracowników. Ten przymusowy w sumie zabieg (Pavarotti w pewnym momencie uznał, iż książka pisana tylko z jego perspektywy będzie składać się prawie  wyłącznie z negatywów na temat jego osoby:D) daje naprawdę ciekawy kontrapunkt. Faktycznie o ile np. z relacji Luciano można by wnioskować, że owszem śpiewać lubił, ale nigdy się do tego należycie nie przykładał, o tyle ze wspomnień jego nauczyciela śpiewu czy scenicznych partnerów wynika coś zupełnie innego ;) Co wyłania się natomiast bezsprzecznie z całości lektury to portret Pavarottiego jako niezwykle ciepłego i otwartego na ludzi człowieka. Zawsze znajdującego czas, aby porozmawiać czy pomóc (np młodym adeptom opery). Kochającego rodzinę, swoją 'małą ojczyznę', spokojne życie, biesiady w gronie najbliższych, no i oczywiście 'wino, kobiety i śpiew'. Jednym słowem tradycyjnego Włocha :D  I tylko smutno, iż czytając o jego planach na spokojną emeryturę na wsi, w rodzinnych stronach (wspomnienia kończą się w początkach lat 90.), czytelnik już wie, że Luciano nie dane było zrealizować tego marzenia (tenor zmarł w wieku 71 lat na raka trzustki).  A czytając jego wzmianki o Adui (wyłaniającej się z tego opisu nie tylko jako żona, ale i wspierająca przyjaciółka, i partner w interesach) trudno jednak zrozumieć, jak jakiś czas później mógł ją zostawić dla o 35 lat młodszej asystentki.

Luciano z Aduą

Na końcu książki, w charakterze aneksu, znaleźć można również spis pierwszych ról Pavarottiego oraz jego koncertów. Z dzisiejszej perspektywy, gdy takie zestawienia bez problemu można znaleźć choćby na Wikipedii, wolałabym żeby zamiast tego znalazło się w niej więcej archiwalnych zdjęć (jest tylko jedna wkładka z kilkunastoma, czyli niewiele).
Niemniej książkę oczywiście polecam - wszystkim fanom Włoch, opery i nie tylko ;)

A na koniec mała wisienka na torcie. Cudowne archiwalne nagranie młodziutkiego Luciano śpiewającego arię Che gelida manina (to jedna z tych najważniejszych dla jego początków) właśnie we wspominanej na początku notki Moskwie:


Uroczy, prawda?


wtorek, 30 kwietnia 2019

Kamienne 'cinecitta': Matera jako Matera


Obiecana trzecia część cyklu o filmach kręconych w Materze. Z Materą grającą siebie:)


1950 - Le due sorelle (amano), reż. Mario Volpe

Pierwszy film fabularny nakręcony w Materze. Melodramatyczna historia panicza uwodzącego córki lokalnego farmera.


1958 - Il conte di Matera, reż. Luigi Capuano


Film w większości kręcony w Rzymskim Cinecitta ale opowiadający - oczywiście w udramatyzowanej konwencji kina 'płaszcza i szpady' - bardzo lokalną historię hrabiego Gian Carlo Tramontano, słynnego 16-wiecznego pana na zamku w Materze, który to źle skończył (bo został zabity przez zbuntowanych poddanych).


1963 - Il demonio, reż. Brunello Rondi


Historia lukańskiej wieśniaczki uważanej przez lokalną społeczność za opętaną przez diabła, ponieważ stara się za wszelką cenę zdobyć miłość pewnego mężczyzny. Materańskie sassi okazały się idealnym tłem dla tej dramatycznej historii (mówi się, że Il Demonio inspirowało słynnego Egzorcystę). Część scen (np. śmierć dziecka) była kręcona także w niedalekim Miglionico.



1965 - Made in Italy, reż.  Nanni Loy

Włoski multistarrer o nowelowej strukturze. Punktem stycznym jest pokład samolotu, którym wszystkie postaci lecą do Sztokholmu. W poszczególnych epizodach widzimy masę charakterystycznych włoskich miejsc (od Wenecji po Sycylię). Matera pojawia się w części 'Cittadini, stato e chiesa' (gdzieś w połowie filmu), jest jej niestety malutko, ale plakat na materanskich sassi mega mnie rozbawił :D


 1974 - Anno uno, reż Roberto Rossellini

Biograficzny obraz słynnego neorealistycznego twórcy włoskiego. Przez historię Alcide De Gasperiego, słynnego włoskiego polityka (założyciela Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej i jednego z 'ojców' UE)  pokazuje narodziny włoskiej powojennej demokracji.  A ponieważ w 1950 roku, po wiadomej aferze z książką Leviego, to właśnie Gasperi w imieniu rządu włoskiego sprawdzał osobiście sytuację w Materze oczywiście Rosselini nakręcił te sceny też właśnie tutaj.

1978 - Volontari per destinazione ignota, reż. Alberto Negrin.

Rok 1936, czyli czasy włoskich marzeń o wielkiej potędze. Grupa włóczących się po okolicy lukanskich chłopców daje się przekonać, że mogą przeżyć ciekawą przygodę i zarobić dobre pieniądze jako ochotnicy kolonizujący Afrykę. Ale zamiast tego trafiają do Hiszpanii, na prawdziwą wojnę... Filmu nie widziałam, ale rozumiem, że materańskie krajobrazy ponawiają się raczej na początku.

1979 - Cristo si è fermato ad Eboli, reż. Francesco Rosi

Ekipa podczas zdjęć

Chyba najsłynniejsza rzecz w tym zestawieniu. Adaptacja słynnej książki Carlo Leviego o tym samym tytule, za sprawą to której 'centrala' zwróciła uwagę na nędzę tego 'zapomnianego przez Boga' regionu. Francesco Rossi po prostu nie mógł nakręcić tego filmu gdzie indziej. Większość oczywiście w Aliano (to tam mieszkał Levi podczas zesłania), ale Matera czy Craco też dostały swoje 'kawałki'.

 

1981 - Tre fratelli, reż. Francesco Rosi


Rosi ponownie kręci w Materze i okolicach (filmowym tłem była też Altamura czy Gravina). Masseria (czyli farma) na murgiach między Altamurą a Materą. Na wieść o śmierci matki na jej pogrzeb powraca tam 'ze świata' trzech braci. Wracają do nich wspomnienia dzieciństwa, rozmawiają też o życiu i sytuacji społeczno-politycznej kraju... Film nominowany do Oscara jako najlepszy obraz zagraniczny.



1999 - Terra Bruciata, reż. Fabio Segatori

Po 10 latach spędzonych w Ameryce włoski kaskader powraca w rodzinne strony, do Bazylikaty, na pogrzeb rodziców. Na miejscu  odkrywa, iż ich śmierć nie była przypadkowa - zostali zabici przez lokalna mafię. Oczywiście postanawia się zemścić za ich śmierć...

2005 - Il Rabdomante, reż. Fabrizio Cattani

Z planu filmu...
 
Schizofrenik mieszka samotnie na materańskiej masserii. Gdy jednak okaże się pomocny okolicznym rolnikom w poszukiwaniach wody naraża się lokalnemu gangsterowi. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej z przybyciem na farmę pewnej kobiety.... Z fragmentu poniżej wynika, że widoki Matery piękne.


Niedawno ogłoszono, iż zdjęcia do nowego (jubileuszowego) Bonda też będa kręcone w Materze :) Ciekawe czy zagra  w nim siebie...

A tak w ogóle, na co bardziej wtajemniczeni pewnie już wpadli po powyższej liście (a raczej czego na niej brakuje), to wciąż nie koniec cyklu. Najpiękniejszy filmowy portret Matery jaki znam, czyli mini-serial RAI Sorelle,  zostawiam na specjalną osobną notkę (plener z Sorelli w nagłówku  mojego bloga zobowiązuje ;)).

czwartek, 11 kwietnia 2019

Bologna bicipolitana, czyli rowerowa Bolonia

Wystawa zabytkowych rowerów, mająca obecnie miejsce w galerii handlowej w moim rodzinnym mieście, przypomniała mi o podobnym evencie widzianym kilka lat temu w Bolonii.


Bolonia Bicipolitana miała na celu promocję poruszania się rowerami po mieście. Przy okazji pokazano również sporo historycznych bici. Udowadniając, jak bardzo były one kiedyś częścią codziennego życia i pracy.


Oto zatem rower ucznia szkoły podstawowej:

 

I rowery przedstawicieli różnych profesji:









Mnie najbardziej rozbroiły rowery księdza i sprzedawcy jajek (z kurami na bagażniku^^):D A was?