Znalezienie na świeżo zakupionym Disney+ 3-odcinkowego dokumentu o Raffaelli Carze było dla mnie bardzo miłą niespodzianką. Jej postać zaistniała dla mnie już po jej śmierci, zatem nie mogłam poznawać jej w taki bardziej bezpośredni sposób (a śledzenie na bieżąco włoskiego showbiznesu nie jest już w dzisiejszych czasach trudne). Jednak nawet na podstawie tego, co widać teraz (a trafiło mi się nawet bawić do jej piosenek na kończącym równościowy protest DJ party w Padwie - tak, we Włoszech takie połączenie jest możliwe:D) jasnym jest, jaką ikoną była i wciąż jest Raffa. I nie chodzi tylko o jej piosenki, ale jej styl (jak ona się niebanalnie i odważnie ubierała jak na tamte czasy!), charyzmę, inspirujące działania w sferze społecznej (była pierwszą włoską gwiazdą, która oficjalnie wsparła ruch LGBT+ i do dziś traktowana jest jak jego ikona. Choć sama wolała facetów)... jednym słowem bycie personaggio. Disneyowy dokument pomógł mi jednak tę moją wiedzę jeszcze poszerzyć.
Znaczący może być już sam tytuł dokumentu. Owszem, często mówi się o niej właśnie po prostu Raffa (i wiadomo o kogo chodzi), ale jednak, co wyraźnie wybrzmiewa już na początku filmu, tak naprawdę były dwie Raffy: Raffaella Carra, czyli popularna ale i krucha gwiazda oraz Raffaella Pelloni (bo tak brzmi prawdziwe nazwisko Raffy, zmienił jej je jeden z jej pierwszych reżyserów) - twarda, zahartowana życiem 'romagnola'. Jak mówi w pewnym momencie sama Raffa, w momentach kryzysu zwykle do głosu dochodziła Pelloni, przejmując stery i 'stawiając Carrę do pionu'. Bo Carra przejmowała się jednak tym, jak odbierają ją inni, chciała być lubiana - co czyniło ją słabszą. Pełna nemefreghizmu Pelloni natomiast robiła to, co chciała, reagowała jak czuła w danej chwili, bez oglądania się na opinię innych. Decydując np o zupełnej zmianie ścieżki kariery (tak zakończyło się np. pierwsze zetknięcie Raffy ze Stanami. Gdzie miała szansę zrobić sporą karierę filmową - zagrała nawet u boku Franka Sinatry! I łączył ich krótki romans - ale Pelloni postanowiła, że wraca do Włoch).
Pewnie właśnie z powodu faktu, że poznałam ją już po jej śmierci, zaskoczyła mnie też fala krytyki, z którą musiała się mierzyć Raffaella za życia. A pewnie nie powinna, bowiem coś, co określamy dziś hejtem, istniało tak naprawdę zawsze, a - zwłaszcza jako osobowość telewizyjna, goszcząca regularnie w milionach włoskich domów - Raffa była z pewnością szczególnie na to narażona (niezależnie czy faktycznie była za coś odpowiedzialna, tak jak w przypadku nieodwoływania prowadzonych przez nią programów rozrywkowych w momentach wielkich tragedii narodowych - lata 70. to wszak słynne anni di piombo).
Być może najwięcej o Raffie mówi jednak końcowe kilka minut filmu, w trakcie których to fragmenty jej archiwalnych występów przeplatane są widokiem twarzy wypowiadających się wcześniej osób (wśród których znajdują się zarówno bardzo znane postaci z showbiznesu, jak Tiziano Ferro, Fiorello czy Bob Sinclair, jak i krewni i przyjaciele artystki). Tym razem jednak nic nie mówią. Nie muszą. Wyraz ich twarzy - gdy myślą o Raffie - jest dostatecznie wymowny. I niezmiernie poruszający.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz