czwartek, 28 września 2017

Vittorio Gassman - 'Il Mattatore", czyli moja włoska miłość ;)

To był szereg zbiegów okoliczności:) Najpierw szukając w internecie jakichś ciekawych imprez kulturalnych na weekend w Lecce znalazłam informacje o międzynarodowym festiwalu filmowym w Bari.  Oczywiście na festiwal pojechałam, zwłaszcza, iż były darmowe masterclassy ze znanymi gośćmi (np Konczałowskim) i sporo seansów włoskiej klasyki z także darmowymi wejściówkami. Przepiękny Teatro Petruzzelli, w którym odbywały się najważniejsze wydarzenia festiwalowe, otoczony był standami z różnymi wcieleniami filmowymi pewnego nieznanego mi aktora. 


Zaintrygowana doczytałam, że nazywa sie on Vittorio Gassman a przegląd jego filmów (i - jak się potem okazało - nie tylko filmów) jest jednym z najważniejszych punktów tegorocznego festiwalu.  Zaraz potem, siedząc na powtórce bardzo przeze mnie lubianego Riso Amaro, dotarło do mnie, że ów pan gra w tym filmie (znaczy już się wcześniej 'widzieliśmy';)). Nadal nic jeszcze nie 'zaiskrzyło'. Dalsze seanse wybierałam kompletnie nie kierując się jego obecnością w obsadzie.

A potem nastąpił kolejny przypadek. Na skutek niedogadania się w kasie zamiast na planowany film Il mattatore dostałam wejściówkę na cykl telewizyjny o takimże tytule. Jak już dostałam postanowiłam skorzystać (zawsze można było wszak wyjść po minucie:P). Weszłam na salę na trwającą już projekcję i..  zobaczyłam parodię Otella:D By Vittorio (potem doczytałam, że Otello i Hamlet to jego dwie słynne teatralne szekspirowskie role). Większość filmowych klasyków wyświetlano bez napisów, stare produkcje telewizyjne (Il Mattatore to seria z lat 60.) tym bardziej, a komediowe włoskie rzeczy często opierają się bardzo na dialektach (i ogólnie różnicach regionalnych), rozumiałam więc piąte przez dziesiąte, ale bawiłam się przednio, a potem już z premedytacją poszłam na seanse kilku kolejnych części tego cyklu (po parodii Riso amaro - z kręceniem komercyjnej piosenki - także na ten film nie będę już nigdy patrzeć tak samo:D). I na Vittorio recytującego Boską komedię Dantego.  I zaczęłam grzebać i czytać o nim. Znaczy trafiło mnie na całego:P
Kim zatem jest Vittorio Gassman i dlaczego, nawet jeśli jesteście kinomanami jak ja i potraficie wymienić parę włoskich gwiazd kina, mogliście o nim do tej pory nie słyszeć?

Zapowiadał sie na dobrego koszykarza (six-footowiec!), ale wybrał jednak karierę aktorską. Rozpoczął od teatru i - niezależnie od późniejszych sukcesów filmowych - nigdy go nie porzucił. Pierwsze sukcesy na scenie odniósł w sztukach reżyserowanych przez Viscontiego, w kinie przełomem stał sie wspominany już przeze mnie neorealistyczny Riso amaro. Prawdziwą kinową popularność przyniósł mu jednak nurt, który pojawił sie kilka lat później: commedia all'italiana. Krytycy jego dramatycznych teatralnych ról (wśród których były, poza tragediami Szekspira, sztuki Ibsena czy greckich klasyków) twierdzili, że po prostu miał więcej talentu do komedii. Zapewne przy scenicznych tragediach mogła też przeszkadzać jego uroda klasycznego amanta (częsty casus problemu 'warunków'). W  konwencji commedii all'italiana (które tak naprawdę były bardziej komediodramatami: owszem, było tam sporo śmiechu, ale i rzeczy do refleksji,i z definicji np nie kończyły sie typowym happy endem) odnalazł sie idealnie. Z tego, co do tej pory udało mi sie obejrzeć największe wrażenie zrobiło na mnie Il sorpasso, słodko-gorzkie kino drogi, w którym Vittorio gra korzystającego z życia na maxa bon vivanta (na absolutnym kontraście do Trigninanta w roli nieśmiałego, solidnego studenta),
jednak swój przydomek zawdzięcza dużo bardziej 'odjechanemu' filmowi Il mattatore (w którego to przypadku -  podobnie jak zresztą także przy I soliti ignoti, od którego to sukcesu zaczął sie na dobre nurt commedii all'italiana - jednak chyba problemem jest moja za słaba jeszcze znajomość okołowłoskich niuansów). Kim jest il mattatore? To ktoś, kto zrobi wszystko dla światła fleszy (szołmen?) I, jakkolwiek Vittorio zdawał sie mieć sporo dystansu do swej kariery i popularności, chyba w takim anturażu czuł sie bardzo dobrze, skoro zdecydował się kontynuować to wcielenie także we wspomnianym już przeze mnie 10-odcinkowym cyklu tv (w który to - wraz ze swymi przyjaciółmi z teatru - miał i spory twórczy wkład). Jedną z rzeczy, które szczególnie mnie od początku urzekły w Vittorio jest zresztą - poza jego pięknym głębokim głosem - właśnie jego talent do parodii.  Wymagającej wszak właśnie sporo dystansu do siebie, poczucia humoru i inteligencji. Z ciut łatwiej dostepnych rzeczy niż włoskie produkcje telewizyjne z lat 60.  świetnym dowodem na to wszystko może być włoski prekursor montypythonowego Św Graala, czyli dwa filmy o Brancaleone. Mała próbka tego szaleństwa (z ang napisami):


Wygląd amanta i świetny angielski pomogły mu sie przebić  także do anglojęzycznego kina - zagrał tam m.in u Altmana. Nie był jednak zadowolony z ról, które otrzymywał na zachodzie (czuł się - jakże po hollywoodzku - zaszufladkowany w roli włoskiego amanta). Niewątpliwie więcej artystycznej satysfakcji dał mu wspomniany już projekt czytania Dantego dla TV Rai (w rocznicę urodzin mistrza). Pod koniec swego życia Vittorio zmagał się z poważnymi kryzysami psychicznymi, zmarł tuż przed osiemdziesiątką na zawał. 

Wydaje mi się, że to kolejny przykład aktora, na którym zaciążył jego 'zbyt mało sieriozny' (bo 'komediowo-amancki') wizerunek. I dlatego dziś każdy kinofil zna  grającego u Felliniego Mastroianniego, a mało kto pewnie słyszał o Gassmanie. Cieszę się, że ja już go znam (i zamierzam nadal tę znajomość rozwijać :))


sobota, 23 września 2017

I cambiamenti, czyli zmiany na blogu

Mój włoski Erasmus się skończył (certamento piu presto), przez chwilę uzupełnialam jeszcze zaległe notki z pobytu w Apulii, ale trzeba było pomysleć, co teraz z tym blogiem.
Nie chciałam go całkiem porzucać, zatem niezbędna była zmiana formuły. Na bardziej ogólnowłoską. Stad i nowa - odzwierciedlająca nowe podejście - nazwa bloga.  Dlaczego 'a modo mio'? Odpowiem znaną (choć raczej nie w tym języku) piosenką:


Notabene wersję anglojęzyczną tego utworu ma w swym repertuarze moje ulubione włoskie trio (na koncercie którego byłam parę miesięcy temu w Rzymie):


I to cała ja. Wszystko lubię robić po swojemu^^  Cenię sobie swobodę i niezależność i dlatego też na tym blogu nie chciałabym się ograniczać do jednego regionu czy aspektu. Planuję zatem posty krajoznawcze i kulturowe. Ale i o włoskich książkach, filmach, muzyce, jedzeniu i co mi tam  jeszcze przyjdzie do głowy ;) Byle kręcić się wciąż myślami wokół Italii.  Mam nadzieję, że to się sprawdzi.

Allora a presto!

Ps. Nowy nagłówek bloga też ma specjalne znaczenie: fotka pochodzi z Matery - jednego z moich absolutnie ukochanych miejsc we Włoszech, jest lokacją filmową (tu 'mieszkała' bohaterka serialu Sorelle), no i idealnie obrazuje tę cudowną, obecną zwłaszcza na południu Włoch, a jakże godną szerokiego krzewienia, filozofię dolce far niente.