niedziela, 16 czerwca 2019

Morze, skały i trulli, czyli Apulia oczami filmowców z Indii

Moją miłością oprócz Włoch są Indie i to dlatego rok temu na swym drugim blogu popełniłam taką łączącą te dwa kraje notkę. Zobaczcie zatem, jak w swoich filmach widzą Apulię Indusi:)

Wszystko zaczęło się od Wonder Woman Tour w Materze.  Chodząc śladami zdjęć do tego filmu usłyszałam przy okazji także o plenerach do paru innych filmów kręconych w okolicy, w tym - jako ciekawostce - filmie bolly. Pan z komisji filmowej nie pamiętał ani tytułu ani aktorów (w sumie się nie dziwię;)), ale wspomniał o synu znanego polityka;) A mnie - indiofreakowi - zapaliła się lampka w głowie W ten oto sposób dociekłam, że w Apulii kręcono Housefull;D Potem poszło już jak po sznurku, zwłaszcza, gdy - po odkopaniu mojego zainteresowaniu świeżym newsem o zdjęciach do nowego filmu YRF w Materze - przytomnie postanowiłam prowadzić dalsze poszukiwania  nie  po angielsku (czyli nie od strony portali indyjskich - dla których jak wiadomo, często cała Europa to w sumie to samo:P), ale po włosku (a dla włoskiego południa - bo taki Rzym czy Wenecja są pewnie już bardziej zblazowane^^) ekipa z Indii przyjeżdżająca do nich kręcić film  to jest coś! Insza sprawa, że często piszą oczywiście o wszystkim jako bolly (czyli dokładnie jak u nas), tymczasem okazuje się, że w Apulii kręciły już zdjęcia do filmowych klipów co najmniej trzy indyjskie kinematografie!

Bollywood

  • 2008 - Bachna ae haseeno  
Ponoć to ludzie z Yash Raj Films przybyli do Apulii jako pierwsi. W 2008 r. producenci Bachna ae haseeno przyjechali na półwysep Gargano i uznali, że tutejsza Baia delle Zagare (jedna z najsłynniejszych gargańskich piaszczysto-skalnych zatok) będzie idealnym tłem romantycznego klipu z Ranbirem i Deepiką.  Do kompletu - poza Wenecją -  dołożyli jeszcze słynne  trulli z Alberobello  i nadmorskie widoki z drugiego apulijskiego półwyspu, czyli Salento, w postaci Santa Cesarea Terme.

  • 2010 - Houseful 
Dwa lata później na Gargano zjechała ekipa Houseful. Zdjęcia do klipu z udziałem całej głównej czwórki aktorów zrealizowano już z oficjalnym wsparciem Apulia Film Commission w Mattinacie, Vieste, Pugnochiuso i na słynnej plaży w Vignanotice. A oto efekt:


Już po premierze filmu Włosi zorganizowali Indusom specjalną 'wycieczkę edukacyjną' po regionie (obejmującą głównie półwysep Salento - Lecce, Galatinę, Otranto, Santa Cesareę i Gallipoli - a poza tym Gargano, Bari i Valle d’Itria, czyli okolice trulli). Ponoć cała inwestycja przyniosła spore ożywienie turystyczne w Apulii.
 

Tollywood 

  • 2008 - Maska 
W międzyczasie Apulię odkryło także kino telugu. Filmowcy z Suresh Production zdecydowali się zrealizować tu klip do filmu Maska z Ramem i Hansiką w rolach głównych.  Włoskie źródła piszą o Cisternino, mnie to wygląda jednak bardziej na wybrzeża Salento plus Trani (choć nie jestem pewna czy zamek też stąd...), no i oczywiście znów trulli.

  • 2009 - Adhurs
Rok później do Apulii przyjechała kolejna telugowa ekipa. Za tło posłużyły - po raz kolejny - alberobelijskie trulli oraz Ostuni (to ta część z białymi murami w tle) i Salento (woda i skały:D)


Kino bengalskie

2010 - Dui Prithibi
I to wciąż nie wszystko, ponieważ do Apulii trafili już także filmowcy z Tollygunge. W romantycznym klipie do remaku 'Gamyam'  zobaczyć można - poza Wenecją (czy raczej konkretnej Burano) - plenery wspominanych już nieraz...  trulli z Alberobello:P


W drugim klipie z tegoż filmu jest natomiast, także już wspominaną w tej notce, Santa Cesarea Terme:



Myślę, że po tych kilku klipach może się też zrobić jaśniej, dlaczego tak się zakochałam w tym regionie Włoch. A to, co tu widać to jeszcze zdecydowanie nie wszystko..



Przy pisaniu tej notki korzystałam z:

http://www.speropoli.it/2012/12/14/bollywood-sceglie-la-puglia/http://www.speropoli.it/2012/12/14/bollywood-sceglie-la-puglia/
http://www.repubblica.it/spettacoli-e-cultura/2012/01/14/news/bollywood_puglia-28103572/
http://www.alberobellocultura.it/it/biblioteche/63-quotidiani/360-il-cinema-indiano-ha-scelto-come-location-alberobello.html 

poniedziałek, 27 maja 2019

Tłumaczenie: Diodato 'Adesso'


Z tegorocznych sanremowych piosenek jakoś nic mi nie wpadło do ucha, za to wciąż chętnie słucham zeszłorocznych. To wtedy odkryłam też Diodato, którego piosenka (w jedynie słusznej wersji z trąbką Roya Paci) idealnie oddaje moją filozofię życiową carpe diem, którą to najpełniej udało mi się realizować na południu Italii. Gdzie żyje się właśnie naprawdę: 'tu i teraz', bez nadmiernej pogoni za nie-wiadomo-czym i bardziej wśród ludzi niż techniki. Ponieważ zaś ta piękna piosenka nie doczekała się dotąd polskiego tłumaczenia - a tekst jest tu kluczowy - postanowiłam je zrobić.


Mówisz, że powrócimy do patrzenia w niebo,
Podniesiemy głowy znad komórek,
Dopóki oczy dadzą radę patrzeć,
Gapienie się na księżyc ci wystarczy.

I mówisz, że powrócimy do prawdziwych rozmów,
Gdzie niepotrzebna jest klawiatura.
I spacerowania godzinami po ulicach,
Aż do ukrycia się w mroku wieczoru.

I mówisz, że nigdy nie zaakceptujemy starzenia się,
Przymusowej zmiany planów i perspektyw
I tej pogoni przez całe życie
Za tchórzliwym cieniem alternatyw.

I mówisz, że wcześniej czy później znajdziemy odwagę,
Aby żyć tak naprawdę,
Bez gonienia za kolejnymi złudzeniami.
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy

Mówisz, że powrócimy znów do uczuć,
Emocji chwytających nas za gardło,
Kiedy stajesz się częścią historii,
Dopóki zachowamy je w pamięci.

I mówisz, że wcześniej czy później znajdziemy odwagę,
Aby żyć tak naprawdę,
Bez gonienia za kolejnymi złudzeniami.
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy

I ty, uosobienie tej odwagi,
Odmowy przyznania kiedykolwiek że,
Odmowy zrozumienia że,
'teraz' to wszystko, co dostaniemy,
'teraz' to wszystko, co dostaniemy.
Zrozumieć, że 'teraz' to wszystko, co dostaniemy,
'teraz' to wszystko, co dostaniemy.

Mówisz, że powrócimy do patrzenia w niebo...



sobota, 11 maja 2019

Luciano Pavarotti "Historia mego życia"

Jeden z najwybitniejszych tenorów wszech czasów. Nazwisko, które znają wszyscy. Czy jednak oznacza to faktyczną wiedzę o Pavarottim jako artyście i człowieku? Niniejsze wspomnienia udowadniają, że niekoniecznie. 
Po kim z rodziny otrzymał imię? Gdzie dokładnie we Włoszech się wychował i jak wspomina wojnę? Czym pasjonował się jako mały chłopiec? Na czym zarobił pierwsze dobre pieniądze? (w obu przypadkach nie chodzi o muzykę:D) Jaka opera utorowała mu drogę do kariery i dlaczego najpierw wystąpił w londyńskim Covent Garden i w Moskwie, a dopiero potem zadebiutował na deskach rodzimej La Scali? Jak pracuje nad swoim głosem (tu przy okazji możemy dowiedzieć się też, dlaczego niemowlę jest w stanie przepłakać całą noc i się nie zmęczyć:D) Co decyduje o tym, iż przyjmuje daną rolę operową? Dlaczego śpiewa z białą chusteczką? Gdzie jeździ na włoskie wakacje? Czego, mimo całego przywiązania do swego kraju, nie lubi we Włoszech?  I można by tak mnożyć i mnożyć...
Młody Pavarotti z rodziną
Napisana oryginalnie po angielsku "Historia.."  ma interesującą konstrukcję, ponieważ wspomnienia samego Luciano są przeplatane wspomnieniami innych, bliskich mu osób - przyjaciół czy współpracowników. Ten przymusowy w sumie zabieg (Pavarotti w pewnym momencie uznał, iż książka pisana tylko z jego perspektywy będzie składać się prawie  wyłącznie z negatywów na temat jego osoby:D) daje naprawdę ciekawy kontrapunkt. Faktycznie o ile np. z relacji Luciano można by wnioskować, że owszem śpiewać lubił, ale nigdy się do tego należycie nie przykładał, o tyle ze wspomnień jego nauczyciela śpiewu czy scenicznych partnerów wynika coś zupełnie innego ;) Co wyłania się natomiast bezsprzecznie z całości lektury to portret Pavarottiego jako niezwykle ciepłego i otwartego na ludzi człowieka. Zawsze znajdującego czas, aby porozmawiać czy pomóc (np młodym adeptom opery). Kochającego rodzinę, swoją 'małą ojczyznę', spokojne życie, biesiady w gronie najbliższych, no i oczywiście 'wino, kobiety i śpiew'. Jednym słowem tradycyjnego Włocha :D  I tylko smutno, iż czytając o jego planach na spokojną emeryturę na wsi, w rodzinnych stronach (wspomnienia kończą się w początkach lat 90.), czytelnik już wie, że Luciano nie dane było zrealizować tego marzenia (tenor zmarł w wieku 71 lat na raka trzustki).  A czytając jego wzmianki o Adui (wyłaniającej się z tego opisu nie tylko jako żona, ale i wspierająca przyjaciółka, i partner w interesach) trudno jednak zrozumieć, jak jakiś czas później mógł ją zostawić dla o 35 lat młodszej asystentki.

Luciano z Aduą

Na końcu książki, w charakterze aneksu, znaleźć można również spis pierwszych ról Pavarottiego oraz jego koncertów. Z dzisiejszej perspektywy, gdy takie zestawienia bez problemu można znaleźć choćby na Wikipedii, wolałabym żeby zamiast tego znalazło się w niej więcej archiwalnych zdjęć (jest tylko jedna wkładka z kilkunastoma, czyli niewiele).
Niemniej książkę oczywiście polecam - wszystkim fanom Włoch, opery i nie tylko ;)

A na koniec mała wisienka na torcie. Cudowne archiwalne nagranie młodziutkiego Luciano śpiewającego arię Che gelida manina (to jedna z tych najważniejszych dla jego początków) właśnie we wspominanej na początku notki Moskwie:


Uroczy, prawda?


wtorek, 30 kwietnia 2019

Kamienne 'cinecitta': Matera jako Matera


Obiecana trzecia część cyklu o filmach kręconych w Materze. Z Materą grającą siebie:)


1950 - Le due sorelle (amano), reż. Mario Volpe

Pierwszy film fabularny nakręcony w Materze. Melodramatyczna historia panicza uwodzącego córki lokalnego farmera.


1958 - Il conte di Matera, reż. Luigi Capuano


Film w większości kręcony w Rzymskim Cinecitta ale opowiadający - oczywiście w udramatyzowanej konwencji kina 'płaszcza i szpady' - bardzo lokalną historię hrabiego Gian Carlo Tramontano, słynnego 16-wiecznego pana na zamku w Materze, który to źle skończył (bo został zabity przez zbuntowanych poddanych).


1963 - Il demonio, reż. Brunello Rondi


Historia lukańskiej wieśniaczki uważanej przez lokalną społeczność za opętaną przez diabła, ponieważ stara się za wszelką cenę zdobyć miłość pewnego mężczyzny. Materańskie sassi okazały się idealnym tłem dla tej dramatycznej historii (mówi się, że Il Demonio inspirowało słynnego Egzorcystę). Część scen (np. śmierć dziecka) była kręcona także w niedalekim Miglionico.



1965 - Made in Italy, reż.  Nanni Loy

Włoski multistarrer o nowelowej strukturze. Punktem stycznym jest pokład samolotu, którym wszystkie postaci lecą do Sztokholmu. W poszczególnych epizodach widzimy masę charakterystycznych włoskich miejsc (od Wenecji po Sycylię). Matera pojawia się w części 'Cittadini, stato e chiesa' (gdzieś w połowie filmu), jest jej niestety malutko, ale plakat na materanskich sassi mega mnie rozbawił :D


 1974 - Anno uno, reż Roberto Rossellini

Biograficzny obraz słynnego neorealistycznego twórcy włoskiego. Przez historię Alcide De Gasperiego, słynnego włoskiego polityka (założyciela Partii Chrześcijańsko-Demokratycznej i jednego z 'ojców' UE)  pokazuje narodziny włoskiej powojennej demokracji.  A ponieważ w 1950 roku, po wiadomej aferze z książką Leviego, to właśnie Gasperi w imieniu rządu włoskiego sprawdzał osobiście sytuację w Materze oczywiście Rosselini nakręcił te sceny też właśnie tutaj.

1978 - Volontari per destinazione ignota, reż. Alberto Negrin.

Rok 1936, czyli czasy włoskich marzeń o wielkiej potędze. Grupa włóczących się po okolicy lukanskich chłopców daje się przekonać, że mogą przeżyć ciekawą przygodę i zarobić dobre pieniądze jako ochotnicy kolonizujący Afrykę. Ale zamiast tego trafiają do Hiszpanii, na prawdziwą wojnę... Filmu nie widziałam, ale rozumiem, że materańskie krajobrazy ponawiają się raczej na początku.

1979 - Cristo si è fermato ad Eboli, reż. Francesco Rosi

Ekipa podczas zdjęć

Chyba najsłynniejsza rzecz w tym zestawieniu. Adaptacja słynnej książki Carlo Leviego o tym samym tytule, za sprawą to której 'centrala' zwróciła uwagę na nędzę tego 'zapomnianego przez Boga' regionu. Francesco Rossi po prostu nie mógł nakręcić tego filmu gdzie indziej. Większość oczywiście w Aliano (to tam mieszkał Levi podczas zesłania), ale Matera czy Craco też dostały swoje 'kawałki'.

 

1981 - Tre fratelli, reż. Francesco Rosi


Rosi ponownie kręci w Materze i okolicach (filmowym tłem była też Altamura czy Gravina). Masseria (czyli farma) na murgiach między Altamurą a Materą. Na wieść o śmierci matki na jej pogrzeb powraca tam 'ze świata' trzech braci. Wracają do nich wspomnienia dzieciństwa, rozmawiają też o życiu i sytuacji społeczno-politycznej kraju... Film nominowany do Oscara jako najlepszy obraz zagraniczny.



1999 - Terra Bruciata, reż. Fabio Segatori

Po 10 latach spędzonych w Ameryce włoski kaskader powraca w rodzinne strony, do Bazylikaty, na pogrzeb rodziców. Na miejscu  odkrywa, iż ich śmierć nie była przypadkowa - zostali zabici przez lokalna mafię. Oczywiście postanawia się zemścić za ich śmierć...

2005 - Il Rabdomante, reż. Fabrizio Cattani

Z planu filmu...
 
Schizofrenik mieszka samotnie na materańskiej masserii. Gdy jednak okaże się pomocny okolicznym rolnikom w poszukiwaniach wody naraża się lokalnemu gangsterowi. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej z przybyciem na farmę pewnej kobiety.... Z fragmentu poniżej wynika, że widoki Matery piękne.


Niedawno ogłoszono, iż zdjęcia do nowego (jubileuszowego) Bonda też będa kręcone w Materze :) Ciekawe czy zagra  w nim siebie...

A tak w ogóle, na co bardziej wtajemniczeni pewnie już wpadli po powyższej liście (a raczej czego na niej brakuje), to wciąż nie koniec cyklu. Najpiękniejszy filmowy portret Matery jaki znam, czyli mini-serial RAI Sorelle,  zostawiam na specjalną osobną notkę (plener z Sorelli w nagłówku  mojego bloga zobowiązuje ;)).

czwartek, 11 kwietnia 2019

Bologna bicipolitana, czyli rowerowa Bolonia

Wystawa zabytkowych rowerów, mająca obecnie miejsce w galerii handlowej w moim rodzinnym mieście, przypomniała mi o podobnym evencie widzianym kilka lat temu w Bolonii.


Bolonia Bicipolitana miała na celu promocję poruszania się rowerami po mieście. Przy okazji pokazano również sporo historycznych bici. Udowadniając, jak bardzo były one kiedyś częścią codziennego życia i pracy.


Oto zatem rower ucznia szkoły podstawowej:

 

I rowery przedstawicieli różnych profesji:









Mnie najbardziej rozbroiły rowery księdza i sprzedawcy jajek (z kurami na bagażniku^^):D A was?

sobota, 30 marca 2019

Salvador Dali i włoskie klasyki literatury



Kim jest Salvador Dali nie muszę chyba tłumaczyć. Wielki hiszpański awangardowy artysta (dzięki Allenowi mający dla mnie teraz twarz Adriena Brody'ego:D). Najbardziej znany jest z surrealistycznych obrazów, niemniej na trwającej właśnie wystawie jego prac w Materze dominują rzeźby (Dali, tak jak Matera, zakrzywia czas^^). Poza słynnymi zegarami, różnymi motywami biblijnymi i zwierzęcymi zobaczyłam tam jednak jeszcze coś fascynującego, o czym nie miałam wcześniej pojęcia. Ilustracje Dalego do klasyków literatury włoskiej.  
 

   La Divina Commedia -  Dali i Dante

W 1957 roku, będąc u szczytu swej sławy, na zlecenie włoskiego rządu Dali podjął się stworzenia wielkiej serii 100 prac ilustrujących  Boską Komedię Dantego. Gotowe prace miały zostać wydane w w limitowanej edycji w 1965 roku, aby uczcić 700-lecie urodzin włoskiego geniusza literatury. Gdy jednak wieść o projekcie przedostała się do opinii publicznej, Włosi (a jakże) wyrazili powszechne oburzenie, iż władze powierzyły dzieło uhonorowania ich wielkiego rodaka Hiszpanowi (czyli straniero:P) i rząd wycofał się z projektu. Dali jednak i tak stworzył ów cykl ilustracji. Na drzeworytach. Zajęło mu to (i współpracującym z nim grawerom) ładnych kilka lat. Nigdy nie znalazły się w żadnym wydaniu książkowym Komedii, ale  reprodukcje indywidualnych prac z tej serii osiągają astronomiczne ceny na portalach aukcyjnych. Czyż nie są bowiem piękne i - co najistotniejsze - idealnie oddające ducha włoskiego opus magnum?
 
   

  Il Decamerone - Dali i Boccaccio

 

W odróżnieniu od Boskiej komedii istnieje książkowe limitowane anglojęzyczne wydanie Dekameronu Boccaccia z ilustracjami Salvadore (dziesięcioma). Wyszło w 1972 roku i można je zobaczyć np. tu:


 

 Inne zilustrowane przez Daliego klasyki

 

A tu można obejrzeć wszelkie ilustracje Dalego do wielkich dzieł światowej literatury (jest m.in. Biblia, Alicja w krainie czarów, Casanova, Carmen, Hamlet, Don Quixote, Faust i masę innych):
https://www.thedaliuniverse.com/en/collection/prints-illustrated-books

Na koniec dorzucę w bonusie jeszcze wystawowe fotki z ilustracjami do Biblii i Sztuki kochania Owidiusza, bo bardzo pasują klimatem do ilustracji powyżej ;)



Źródła wykorzystane przy tworzeniu notki (wzięłam z nich także część zdjęć):
https://www.brainpickings.org/2014/03/21/salvador-dali-dante-divine-comedy/
http://www.sulromanzo.it/blog/la-divina-commedia-nelle-magnifiche-illustrazioni-di-salvador-dali

piątek, 22 lutego 2019

Sophia Loren: "Wczoraj, dziś, jutro. Moje życie"


Jedna z ikon włoskiego kina, aktorka, której udało się podbić także Hollywood, swoją autobiografię zadedykowała  wnukom. Bo Sophia, co jasno wynika z tej książki, w głębi duszy jest taką tradycyjną Włoszką.  Dla której najważniejsza jest rodzina i która, zapytana o swe największe sukcesy życiowe, wymieni raczej dwójkę swych synów niż dwa Oscary.
Ani jej droga do sławy filmowej ani szczęścia rodzinnego nie były zresztą łatwe. Nieślubna córka zubożałego, mało odpowiedzialnego szlachcica (który przynajmniej Sophii dał jeszcze swoje nazwisko, na co jej młodsza siostra już liczyć nie mogła), wychowywana tak w zasadzie przez dziadków (to do nich mówiła mamo i tato, podczas gdy do swej matki - mamusiu) w dzieciństwie była nieśmiała i pełna kompleksów (zarówno z powodu swej sytuacji rodzinnej jak i wyglądu). Doświadczyła też boleśnie okołowojennej biedy (z punktu widzenia osoby interesującej się Włochami to bardzo ciekawa, przywodząca na myśl neorealistyczne filmy, część książki). Do kina trafiła za sprawą swojej matki, bo to jej niespełnione marzenia o sławie realizowała na początku. Nie była to jednak błyskawiczna kariera. Mimo zwycięstw w różnych konkurach piękności, w filmach grała długo marne epizody, z których trudno było się im obu utrzymać (przy okazji otrzymujemy natomiast także, fascynujący dla mnie, opis funkcjonowania słynnej Cinecitty - którą to miałam okazję zwiedzić rok temu -  tuż po wojnie).  Pierwsze prawdziwe sukcesy Sophia Lazzaro (jej prawdziwe nazwisko - Sciciolone - od początku zostało uznane za mało 'filmowe')  odniosła jako gwiazda bardzo wtedy popularnych w Italii (o czym nie miałam pojęcia)...romansów fotograficznych, które wspomina jako świetną naukę warsztatu.
Sophia z Vittorio na planie Matki i córki
Dopiero początkiem lat 50. jej kariera, już jako Sophii Loren, naprawdę ruszyła z kopyta. Bardzo pomocni mentorsko byli w tym  dwaj ważni w jej życiu mężczyźni. Pierwszym był Carlo Ponti, który - poza tym, że został jej życiowym partnerem - zainwestował w jej naukę angielskiego (dzięki czemu mogła potem pracować w Hollywood) i wyprodukował masę jej filmów, drugim Vittorio de Sica - jej (i mój) ukochany reżyser. To w dużej mierze de Sice Sophia zawdzięcza przejście z bycia maggioratą (gwiazdą słynna głównie ze swych obfitych kształtów) do etapu prawdziwie wspaniałej aktorki. Wierzył w nią i dawał nieustająco nowe, odważne wyzwania aktorskie (słynną rolę w Matce i córce zagrała mając zaledwie 26 lat! choć pierwotnie miała grać w tym filmie córkę, nie matkę:D). I to na planie filmu Vittorio Sophia poznała Marcello Mastroianniego, w parze z którym stworzyła nie tylko wiele wyjątkowych ról, ale który stał się jej 'bratnią duszą'. To o nich dwóch Sophie pisze w swej biografii najcieplej.  Owszem,  poza tym wspomina też o masie swych amerykańskich partnerów filmowych (o większości z dużą sympatią, choć np. Brando  niezbyt polubiła), ale - z wyjątkiem może Chaplina, który poza wspaniałymi lekcjami aktorstwa dał jej też ważną życiową radę tycząca umiejętności odmawiania - to jednak Włosi zdają mi się najważniejsi w jej życiu. Tak samo jak neapolitańskie korzenie. W swej biografii Sophia wiele razy używa napoletano, czyli lokalnego dialektu (samodzielna próba zrozumienia którego stanowiła zresztą dla mnie dodatkowe wyzwanie w trakcie czytania:D), gotuje też zwykle tradycyjne neapolitańskie potrawy ze  swego dzieciństwa (jej popisowym daniem jest la genovese). Notabene, z książki dowiecie się również, kto wygrał pewien konkurs na najlepsze bakłażany: mama Sophie czy Omara Shariffa:D
Charakterystyczny i bardzo inspirujący jest też, płynący z wiekiem, wzrost pewności i równocześnie dystansu Sophii do siebie. Świadczyć o tym może choćby przezabawna historia jej słynnej filmowej sceny striptizu. Gdy Vittorio wymyślił tę scenę do Ieri Oggi Domani aktorka była przerażona (potem brała lekcje od zaaranżowanego przez de Sicę profesjonalisty w tym temacie:D), powtarzając ją 30 lat później w filmie Altmana po prostu dobrze się nią bawiła. Bowiem, jak pisze, potrafi już z uśmiechem przyjmować upływ czasu i życia. Ze wszystkim, co ono niesie. I, o czym świadczy myślę również tytuł jej biografii (wiem, że wzięty z filmu, ale jednak to znaczący wybór..), patrzeć nie tylko za, ale i wciąż przed siebie. I ta bijąca z kart tej biografii radość życia, umiejętność cieszenia się nim (mimo wszystko, bo przecież trudnych czy wręcz tragicznych momentów w jej życiu też nie brak) to chyba jeden z głównych powodów, dlaczego tak dobrze się ją czyta (masa fantastycznych archiwalnych zdjęć to dodatkowy atut).  Dla fanów kina czy Włoch (albo, jak ja, jednego i drugiego) pozycja obowiązkowa, ale i inni myślę nie powinni żałować lektury. 
Ps. A potem pewnie zechce się obejrzeć jej parę filmów. Mnie np biografia zachęciła do nadrobienia Małżeństwa po włosku.