wtorek, 9 października 2018

Padova - nie tylko miasto świętego Antoniego

Na początku zamierzałam potraktować Padwę jako pomniejszy przystanek w mej podróży po północy (i bazę wypadową do Wenecji). Ale podczas researchu okazało się, że to błędne podejście, bo Padwa to zdecydowanie nie tylko miasto 'od św Antoniego', ale masa ciekawej architektury, sztuki i miejsc do zobaczenia. A, w odróżnieniu od Werony, jest też bardzo przyjazna komunikacyjnie turystom:P Taką mapkę zobaczyłam zaraz po wyjściu z dworca:
Z Padova Card (odebraną także zaraz na dworcu - koszt, 16 euro, zwraca się już po zobaczeniu Kaplicy Scrovegnich i powiedzmy przykatedralnego baptysterium, czyli porcji sztandarowych padewskich fresków. Cała reszta zwiedzania to już zysk;)) można zaś podróżować po mieście za darmo;) Tramwajem (linia jest jedna, ale - z punktu widzenia turystycznego - można nią dojechać wszędzie, a ja - tak po krakowsku -  kocham tramwaje. Ten jest jeszcze o tyle ciekawy, że - jak metro - ma drzwi po obu stronach, dzięki czemu można  np. urządzić jeden przystanek pośrodku ulicy dla kursów  w obydwu kierunkach) ruszam więc od razu do pierwszego punktu programu: mieszczącego się  w kamienicy przy Prato della Valle: Museo Del Precinema (z Padova Card mam bilet ulgowy). Muzeum 'ruchomych obrazków' to coś niezwykle niebanalnego, a dla fana kina rzecz z pewnością magiczna. W końcu - czego można dowiedzieć się i z dokumentu wyświetlanego w trakcie zwiedzania - wiele z tych pionierskich pomysłów było potem wykorzystywane i w samym kinie (najwięcej pewnie w animacji):
 

Prosto z muzeum idę połazić po samym Prato Della Valle - cudownym miejskim 'deptaku' (wrócę tu jeszcze i wieczorem):

Wpadam na chwilę też do celu wielu polskich pielgrzymek, czyli pobliskiej Bazyliki św.Antoniego (w końcu zobaczyć 'kobyłę' warto). Potem jadę zostawić rzeczy na noclegu i wracam już na spokojne (znaczy na lekko:D) zwiedzanie starówki. Na razie podziwiam ją z zewnątrz - większość muzealnych obiektów jest niestety nieczynna  w poniedziałki, ale na teren najstarszej części (Palazzo del Bo) jednego z najstarszych uniwersytetów na świecie (gdzie ze znanych Polaków studiował np Kochanowski czy Kopernik) wejść można:
Potem przechodzę naprzeciwko, na Piazza Delle Erbe - przy którym stoi pięknie zdobiony Pallazzo Ragione:


by dojść na Piazza dei Signiori - z zegarem astronomicznym (miejsce to stanie się moim ulubionym do 'posiedzenia' - zwykle z jakimś jedzeniem w ręku^^)
Jeszcze wieczorna przechadzka aż do granicy dawnych murów miejskich (tu też są i kanały;)) i wracam na nocleg.

Następnego dnia rano rozpoczynam od zabookowanej wcześniej (bo tak trzeba) atrakcji - Cappella degli Scrovegni z freskami Giotta. Taka wcześniejsza - i trochę mniejsza - wersja Kaplicy Sykstyńskiej^^ (zresztą Leonardo się inspirował i malarstwem Giotta). Zwiedzanie zorganizowane jest dużo lepiej niż kaplicy w Watykanie - wchodzi się w grupach, więc nie grozi opcja, że w środku będzie tłum ludzi naraz, a szmer ich głosów będzie rozpraszał nasze skupienie nad oglądanymi freskami. Fotografować nie wolno (zresztą niewiele wolno tam w ogóle wnieść ze sobą), inna sprawa, że i tak bym raczej nie próbowała robić zdjęć takich wnętrz bez specjalistycznego sprzętu. Potem można już na spokojnie (bez czasowego limitu;)) zwiedzić pobliskie muzea Civici Ermitani (jest dział archeologiczny i sztuki).
Następnie wracam w okolice 'rynku' zwiedzić słynne baptysterium przy katedrze - z przepięknymi freskami Menabouiego (jego ulicą szłam na swój nocleg:D) Przechodząc znów pod padewskim uniwersytetem jestem świadkiem czegoś bardzo intrygującego, co początkowo biorę za jakiś happening, ale powoli domyślam się, że to raczej 'podyplomowy rytuał'.
Wygląda to trochę jak nasze otrzęsiny i podobnie wersje mogą być 'łagodniejsze' (delikwent 'wychodzi' czysty:P) i 'ostrzejsze'. Ogólnie świeży doktor przygotowuje papiro, czyli coś w rodzaju wielkiego ogłoszenia  o właśnie nabytym dyplomie (i chyba całym toku  jego zdobywania), po czym musi go publicznie w całości odczytać (płachta przytwierdzana jest do ściany uczelni, ew. trzymana przez innych). Przy każdej pomyłce wrzeszczy się bevi (znaczy, żeby pił coś, co ma w ręce - wino lub podobne trunki^^) i w ogóle dużo się złośliwie komentuje;) W wersji hard się też delikwenta obsypuje/oblewa różnymi rzeczami (widziałam mąkę, pomidory i coś, co przypominało piankę do golenia^^) - vide też poniższa zajawka z YT:
Zwracam uwagę na troskę o okoliczny mur i chodnik - jeśli będzie 'obrzucanie' przytwierdza się wokół też folię ochronną (którą wypapraną potem uczestnicy zwijają i zabierają ze sobą).
Na koniec śpiewa się mało przyzwoitą piosenkę o 'dottore' (english translation w opisie^^):
 Zdarza się też ozdabianie głowy albo szyi dottore wieńcem laurowym (to w tej wersji bardziej 'eleganckiej':D) 
Wracając jednak do zwiedzania zabytków: przyszła pora na Muncipio (miejski ratusz)


I pobliskie Pallazzo Ragione, czyli dawną siedzibę sądu
z bodajże największą (81 na 27m) bezfilarową (znaczy tylko mury i przypominający trochę odwróconą łódź dach) salą na świecie:
 

Potem słynna 'wypaśna' Caffe Pedrocchi:
...by wreszcie trochę odpocząć w zieleni podczas zwiedzania Orto Botanico, czyli najstarszego ogrodu botanicznego na świecie (poniżej po lewo to słynna palma Goethego):

gdzie oprócz części 'na wolnym powietrzu'  jest też imponująca część 'szklarniana' (giardino della biodiversita) z roślinami z całego świata.

Gdy stamtąd wychodzę już zmierzcha. Jeszcze ostatnia przechadzka po oświetlonej starówce:
...i pora na sen, a rano podróż do Wenecji :) Padwa urzekła mnie swym spokojem - to takie miasto, w którym człowiek jakoś się wycisza (nawet jeśli jest turystą z napiętym harmonogramem:P).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz