Mija mniej więcej połowa mego erasmusowego pobytu w Foggii, pora zatem najwyższa napisać coś o moich tutejszych zajęciach akademickich:P Wiem, że to dosyć późno, ale to też idealnie oddaje włoski model studiowania, który to - jak wszystko inne tutaj - rozkręca się i toczy raczej niespiesznie.
studiuję zasadniczo w tym budynku |
Przede wszystkim organizacja roku akademickiego jest tu mocno zdecentralizowana. Każdy wydział ma swoje daty rozpoczęcia i zakończenia semestru, sesji itp. (a ja np mam jeden kurs nie z macierzystego wydziału), do tego każde z zajęć także rozpoczynają się dość indywidualnie - w zależności od konkretnego profesora (i oficjalna rozpiska pierwszych zajęć danego przedmiotu niekoniecznie jest tu obowiązująca:P). W efekcie na niektóre z wybranych pierwotnie w learning agreement zajęć musiałam czekać prawie miesiąc od przyjazdu, a oczywiście dopiero po zapoznaniu się z tym, jak owe zajęcia wyglądają w praktyce i rozmowie z profesorem można zadecydować, czy pozostaje się przy danym przedmiocie czy zamienia się go na jakiś inny.
Za to, jak już ruszą, zajęcia odbywają się w zdecydowanie większych tygodniowych pakietach niż w Polsce (po 5-6h) i dlatego też w trzy miesiące (od marca do maja) - mimo licznych przerw świątecznych/obronowych itp - udaje się zrealizować owe standardowe 36 h zajęć.
dziedziniec |
Inna sprawa, iż na owe zajęcia nie trzeba wcale chodzić i nie jest to wyłączny przywilej Erasmusów (którzy siłą rzeczy najczęściej mają i tak inny program - w sensie wymogów do egzaminu - skoro korzystają z tekstów do angielsku, a nie włoskich), ale prawo każdego włoskiego studenta. W 90% przypadków kursów sylabusy mówią bowiem o obecności niewymaganej lub rekomendowanej, ale nie obowiązkowej. Ważne jest, żeby zdać egzamin, który z definicji jest tu ustny. W zależności od kursu można zatem po prostu nie chodzić na zajęcia, czasem jednak trzeba na wstępie formalnie zdeklarować się w sprawie (nie)uczęszczania. Licząc się z tym, iż jeśli wybierze się non attending mode dostanie się dodatkową literaturę do przygotowania na końcowy egzamin (co osobiście uważam za sprawiedliwszą wersję).
Wracając jednak do konkretnie mojej sytuacji ostateczną wersję learning agreement opracowałam dopiero końcem marca, a zaakceptowanie wprowadzonych przeze mnie zmian przez obie strony zajęło kolejne dwa tygodnie. Dlatego też dopiero teraz mogę przedstawić ostatecznie, co tu aktualnie studiuję:) A jest to 6 przedmiotów (każdy punktowany za 6 ECTSów - to na moim wydziale w zasadzie standard: 36h zajęć = 6 kredytów) plus kurs języka włoskiego (3 ECTSy):
- Letteratura inglese
- Letteratura inglese II
korytarz mojego wydziału |
- Letteratura italiana
Przyjechałam do Włoch się 'włoszczyc', zatem w przypływie fantazji poza kursem językowym wzięłam sobie też zajęcia z literatury włoskiej (kiedy jak nie teraz i tutaj?:P) Co więcej bardzo miły profesor (który wita mnie po polsku, bo był u nas na wymianie i nauczył się kilku słów:D) zaproponował mi zdawanie egzaminu po włosku^^ Nie wiem, jak to wyjdzie 'w praniu' (analizowanie utworów Dantego i Petrarki w oryginale znaczy), ale przyjęłam ów challenge:D Profesor osobiście pożyczył mi egzaminacyjną książkę (Letteratura italiana per stranieri) do skserowania sobie, dla ułatwienia polecił mi także podręcznik Historii literatury włoskiej po polsku i kazał zbytnio nie martwić:D Ogólnie z tutejszą kadrą akademicką mam bardzo miłe doświadczenia. Po trochu pewnie dlatego, że na humanities jest bardzo mało Erasmusów (większość przyjechała tu na medycynę i ekonomię) i nie 'giniemy w tłumie', ale też tak zwyczajnie wykładowcy są po prostu bardzo sympatyczni i pomocni (jak to Włosi- vide jeden z poprzednich postów)
- Storia della cinema
moja książeczka egzaminacyjna |
- Educatione di genere
Zasadniczo na gender studies szykowałam się dopiero w Koszycach, ale skoro trafił się taki kurs i w Foggii i to bardzo ciekawie prowadzony to oczywiście nie mogłam go nie wziąć. Nawet jeśli od dyskusji powstrzymuje mnie tu bariera językowa:/ (zajęcia po włosku) Niemniej chodzę na zajęcia, żeby sobie ich przynajmniej posłuchać, pomimo tego iż egzamin mam po angielsku i z całkiem innego materiału (edukacji kobiet w czasach Tudorów)
- International legal English
dziedziniec wydziału prawa |
Kurs włoskiego natomiast jest trochę za prosty dla mnie i przede wszystkim bardzo nudnie prowadzony, w efekcie czego pojawiam się na nim mniej więcej raz na miesiąc (żeby potem nie było, ze w ogóle nie chodziłam, a chcę zdawać egzamin końcowy - który jest mi potrzebny do zaliczenia lektoratu języka obcego w Polsce), a włoski ćwiczę raczej na co dzień: na ulicy, w sklepach, załatwiając różne sprawy z właścicielem mojego mieszkania czy w czasie moich podróży.
Czy polecam zatem studiowanie we Włoszech? Cóż, dużo zależy tu od indywidualnych oczekiwań i preferencji. Jeśli ktoś nie zna ani ciut włoskiego i źle czuje się słysząc wokół tyle nieznanego języka to może niekoniecznie (decydujący jest tu głównie ten drugi czynnik - mało który Erasmus tutaj zna włoski, a naprawdę są w stanie pozałatwiać co trzeba: i na uczelni i poza nią). Jeśli ktoś ma niską odporność na poziom chaosu wokół i/czy woli jasne, podane z góry ramy to może też lepiej wybrać inny kraj. Dla mnie, osoby lubiącej własne wybory, dużo swobody i wyzwania, wybór Włoch był strzałem w dziesiątkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz