sobota, 4 marca 2017

Apulia portowa na północ od Bari: Barletta i Trani

Korzystając z ładnej pogody i wolnego dnia na uczelni  postanowiłam wybrać się na pierwszą małą wycieczkę do dwóch pobliskich nadmorskich miejscowości: Barletty i Trani.  Obie znajdują się na trasie kolejowej Foggia-Bari.
 

Zamek, kolos, port i inne zaułki Barletty 

 

Prawie 100-tysięczna Barletta to jedno z najstarszych miast w Apulli. Dawno temu odbyła się tu sławna bitwa pomiędzy Rzymianami i Kartagińczykami - pod wodzą Hannibala. Później miasto było twierdzą normandzką (z tej epoki pochodzi słynny zamek obronny Castello Svevo), bazą dla żołnierzy wyjeżdżających do Ziemi Świętej i włoską stolicą krzyżowców. Jedną z wizytówek miasta jest słynny, ponad 5-metrowy Kolos z Barletty [zdjęcie po prawo], który jest prawdopodobnie pomnikiem jednego z cesarzy rzymskich (nie do końca jest pewne którego).
Mnie jednak, jak zwykle najbardziej zachwyciły włoskie wąskie uliczki i kameralna atmosfera miasta.

Miejscowe Duomo, czyli Katedra:


A oto i Castello Svevo i nadmorskie plenery miasta"


I dawna brama portowa:


 

Trani - "perła Adriatyku" z katedrą i zamkiem na wybrzeżu


O połowę mniejsze - nazywane 'perłą Adriatyku' i słynne ze średniowiecznej diaspory żydowskiej (dzielnica Giudecca) - Trani jest jeszcze spokojniejsze.  Dotarłam tam pod wieczór, stąd przepiękną miejscową romańską katedrę (Cattedrale di San Nicola Pellegrino), imponujący zamek Fryderyka II i portowe wybrzeże oglądałam już o zmierzchu :)


Jak dojechać?

  • Do Barletty: pociągiem Trenitalia z Bari (40-50')
  •  Do Trani:  pociągiem Trenitalia z Bari(30-40')

Trasa jest ta sama (Bari-Foggia), Trani jest ciut wcześniej.

piątek, 3 marca 2017

Quando sei a Puglia fai come i Pugliesi, czyli sztuka adaptacji


Wiedziałam, że tak będzie. Znaczy, że jak przyjadę na miejsce to przez pewien czas blog pójdzie w odstawkę, bo inne rzeczy zaabsorbują mnie bardziej. Adaptacja w nowym miejscu (w sensie i kraju i mieszkania), na nowej uczelni, a to wszystko w klimacie włoskiego festina lente (czyli po polsku: robota nie zając, nie ucieknie:P). Zatem po tygodniu wciąż sporo rzeczy jeszcze nie ustalonych (z dostępem do netu i harmonogramem zajęć na czele:/).  Ale wiedziałam, na co się piszę i - mimo wszystko - bilans ogólny wychodzi mi jednak chyba na plus. Znaczy ‘kupuję’ Włochy w pakiecie, z całym ‘dobrodziejstwem inwentarza’;)  Czyli m.in. ze:
  • Siestą

Na północy Włoch nie było to tak widoczne, tu w Apulii sjesta jest święta, co oznacza, że nawet teraz, gdy wcale nie jest jeszcze za ciepło w godzinach popołudniowych (od mniej więcej 13-14 do 16-17) zamiera życie i zamykane są wszystkie sklepy i większość barów/kawiarni. To nie znaczy, że nie da się już kupić nawet butelki wody – w wielu miejscach są automaty samoobsługowe: z napojami, przekąskami, kanapkami itp.
  •  Włoskim poczuciem czasu

Tak, jest specyficzne. Im się prawie nigdy nie spieszy:P Jak ci powiedzą, że odezwą się jutro to mogą to zrobić i za tydzień. Trzeba się przyzwyczaić (a na nabranie dystansu pomagają wino czy lody^^)
  •  Włoską głośnością

Moja współlokatorka wróciła z wizyty na lokalnym targu z lekka przerażona, że tam tak krzyczą:P Ja wyszłam zachwycona atmosferą miejsca, która nie byłaby taka sama bez tego nawoływania sprzedawców:D

  •  Słabą znajomością angielskiego

Nie da się ukryć, że Włosi specjalnymi lingwistami nie są (chociaż wielu Anglików/Amerykanów też zna tylko swój język. No ale ich jest ten międzynarodowy, to im się tak nie wytyka, że powinni znać jeszcze jakiś inny:P) Na moich jedynych zajęciach prowadzonych po angielsku (i przez native speakera) jest tylko kilka osób, bo się studenci ponoć boją tego przedmiotu (mało że po angielsku, to jeszcze lingwistycznie:P). Wykładowca znający angielski niekoniecznie oznacza tu podobny standard znajomości jak u nas (osobiście uznałam to za dodatkową motywację do porozumiewania się bardziej po włosku:P). Z drugiej strony (żeby tak zabrzmieć rozprawkowo^^) w zasadzie w każdym pociągu regionalnym można usłyszeć komunikaty tyczące trasy pociągu nie tylko po włosku, ale także po angielsku (co nie wydaje mi się standardem np. w Polsce)
  •  Życzliwością i gościnnością

Absolutnie cudowna sprawa. Wydaje mi się, że jednak w Polsce przy kupowaniu czegoś nie słyszy się aż tylu grzecznościowych zwrotów co tutaj. Są też takie sytuacje jak np. moja wizyta w lokalnym (ale samoobsługowym, znaczy nie takim całkiem malutkim) sklepie, gdy to skusiłam się na pewną mrożonkę. Przy kasie sprzedawczyni mówi mi, że to jest offerta (czyli promocja) i mogę wziąć drugie opakowanie gratis. Z myślą, że nie będę teraz robić zamieszania (wstrzymywać kasy) odpowiadam, że jedno opakowanie mi wystarczy.  ‘Ale nie, to jest offerta, proszę iść i wziąć drugie’. Co było robić: wróciłam do chłodni, wzięłam i wróciłam. Ku widocznemu zadowoleniu sprzedawczyni (i bez śladu zniecierpliwienia ze strony kolejnych osób oczekujących już przy kasie). Tego raczej w Polsce nie uświadczy (ale to i ten czas, który oni tu zawsze mają…)


O tym jak to wszystko przekłada się i na warunki uczelniane napiszę więcej osobno – jak zbiorę i więcej doświadczeń z profesorami (jak na razie wrażenia są bardzo miłe, w efekcie czego grozi mi nadmiar zajęć i ECTSów:P)

poniedziałek, 20 lutego 2017

Perché, czyli z ziemi polskiej do włoskiej ;)

Dlaczego  Włochy?/ Perché Italia?

 Dlaczego studentka anglistyki jedzie na Erasmusa do Włoch? 'Przecież Włosi nie mówią po angielsku' (ani w żadnym innym obcym języku:P) Ale dla mnie - zaawansowanej italofilki - sprawa była od początku jasna. Jeśli mogę wyjechać gdzieś na dofinansowywany przez UE semestr studiów to oczywiście pierwszym, automatycznym wręcz wyborem będą Włochy. Wiem (mniej więcej) na co się piszę: byłam tam już 3 razy i wciąż mi mało:) Klimatu, zabytków, jedzenia, języka, ludzi...













Teraz będę mogła mieć to wszystko na wyciągnięcie ręki przez całe cztery miesiące. Cztery miesiące prywatnej specjalizacji angielski z włoskim  (hmm.. w zasadzie to odwrotnie, ale to drobiazg:P)

 Dlaczego Apulia? / Perché Puglia?

Z dostępnych na mojej uczelni trzech umów z włoskimi uczelniami wybrałam tę najmłodszą, w najmniejszym mieście (znaczy z najtańszym utrzymaniem) i najbardziej na południu, czyli w tej części Włoch, w której jeszcze nie byłam:) Apulia nie jest chyba tak turystycznie popularna jak Wenecja czy Toskania,  ale to nie znaczy że to nieciekawy region. Wręcz przeciwnie. Oto moje plany na najbliższe miesiące:


Trulli w Alberobello, białe Poligniano i Ostuni, wykuta w skale Matera (to już Basilicata), 'Florencja południa' czyli Lecce - to wszystko na południe od Foggi, do której jadę.  Na zachód zaś 'perła ostrogi', czyli imponujące zielenią lasów i błękitem wody Gargano. Więcej o niebanalnej historii samej Foggii i okolic (ileż wpływów się tam kiedyś krzyżowało!) będzie natomiast w kolejnym poście :)