Wróciłam do Włoch na kolejne kilka miesięcy wracam więc także do opisywania ciekawych miejsc, które odwiedziłam. Tym razem jestem w Ligurii, zatem będzie to głównie liguryjska riwiera.
Na początek położona rzut beretem od La Spezii (w której to przebywam) perełka, która znajduje się na liście
dziedzictwa UNESCO wraz z dużo bardziej obleganym Cinque Terre.
Portovenere - rybacki 'port Wenus' z grotą Byrona
Portovenere to niewielkie, urocze borgo z charakterystycznymi kolorowymi domami mieszczące się na zachodnim cyplu Zatoki La Spezia, zwanej też ładniej Golfo dei Poeti (czyli Zatoką Poetów). Owa nazwa wzięła się stąd, że przez lata miejsce to przyciągało wielu poetów, pisarzy i artystów. Wśród najsłynniejszych można wymienić Dantego, Petrarkę, George Sand, Shelley'a z żoną (Shelley zresztą tu utonął), Dickensa, Henry'ego Jamesa, Virginię Woolf, Lawrence'a, a z malarzy np. Turnera czy Botticelliego. Z nich wszystkich szczególnie wyróżniony został jednak Byron, który ma tu grotę swojego imienia. Tu ponoć medytował szukając inspiracji do swej twórczości i stąd też wypływał do przebywającego po drugiej stronie zatoki Shelley'a. Jaskinia ma głębokość ok 20 m i niezwykle bogate środowisko skalno-wodne. No i piękne widoki wokół.
Tuż obok groty nad okolicą dumnie góruje położony na skale gotycki kościół
Św. Piotra.Wybudowany został w średniowieczu, w
miejscu po antycznej świątyni poświęconej Wenus (od której to osada
wzięła swą nazwę - PortoVenere, czyli Port Wenus). Jak wiadomo bowiem
Wenus wyłoniła się z piany morskiej, właśnie pod cyplem.
W czasach
antycznych Portovenere było wioską rybacką, potem stało się bazą
bizantyjskiej floty morskiej, a następnie przeszło w ręce genueńskie. Z
tego okresu pochodzi większość zabudowy, w tym znajdujący się na
szczycie wzgórze obronny zamek Doria. Zanim straciło swe obronne znaczenie - pozostając 'tylko' portem - Portovenere przechodziło między rękoma genueńskimi i aragońskimi.
mapka głównych atrakcji Portovenere
Obronno - plażowa l'Isola Palmaria
Naprzeciwko Portovenere znajdują się natomiast trzy malutkie wysepki. Na największą z nich - Palmarię (niecałe 2 km²) można dopłynąć promem.
Palmaria historycznie też miała głównie znaczenie obronne, zresztą do dziś znajduje się tam dużo obiektów militarno-wojskowych, choć teraz już zaniedbanych. Np. fortezza Conte di Cavour.
Po wyspie można też pochodzić ścieżkami turystycznymi (choć bywają częściowo zamknięte).
Większość przybyłych skupia się jednak na nadbrzeżu, gdzie znajdują się obszerne, raczej skaliste, płatne i bezpłatne plaże, z widokami na przeciwległe Portovenere.
Jak dojechać?
Do Portovenere: autobus miejski z La Spezii (11P) - ok. 30', bilet 2.5 €
Na Palmarię:prom z La Spezii - ok 30', bilet w obie strony 15€
W kolejnym poście z cyklu 'językowy obraz świata' chciałam się zająć bardzo ostatnio trendowym, zarówno we Włoszech, jak i u nas (choć z zupełnie innych powodów i w innym kontekście) słowem arcobaleno, czyli tęcza. We Włoszech tęcza - z towarzyszącym hasłem 'andra tutta bene' (wszystko będzie dobrze) - stała się teraz bardzo pozytywnym symbolem zwycięskiej walki z koronawirusową pandemią. Z czym i w jaki sposób została skojarzona tęcza u nas opisywać chyba nie muszę (i wolę w ten smutny temat nie wchodzić...)
Tęcza po włosku a w innych językach (romańskich i germańskich)
Przejdźmy więc lepiej do rozłożenia włoskiego słowa. Wg Treccani: arcobaléno [comp. di arco e baleno] to fenomeno di ottica atmosferica dovuto alla rifrazione e riflessione
della luce di una sorgente attraverso goccioline d’acqua
disseminate nell’atmosfera.
A przekładając każdy z elementów składowych osobno: 'łuk (arco) jasnego, nagłego i ulotnegoświatła, blasku (baleno). Czyli w porównaniu np. z angielskim rainbow czy niemieckimregenbogen (deszczowy łuk) znów u Włochów nacisk idzie bardziej na efekt końcowy (opis tego, co widzimy na niebie), niż powodujący go (związany z padaniem deszczu) proces. Choć jeszcze bliżej opisu końcowego efektu są tu tym razem hiszpański i portugalski (arco-iris, czyli dosłownie tęczowy łuk).
Tęcza w językach słowiańskich
A skąd się wzięła i co oznacza nasza tęcza? Otóż to słowo pochodzi od prasłowiańskiego tϙča (czyt. tǫk-ja) oznaczającego ogólnie ‘chmurę’ (deszczową czy burzową), a ono z kolei od praindoeuropejskiego tenk -‘ściągać, zbierać się, zbijać się'. Zatem zdecydowanie źródłem tego słowa jest pierwotny proces w postaci opadu (deszczu, ulewy, burzy itp), po którym to ewentualnie może pojawić się ów wielobarwny łuk na niebie. Stąd też dziś w większości języków słowiańskich tęcza oznacza właśnie raczej chmurę (rosyjska тучa) lub wręcz grad (słoweńska toča czy chorwacka tuča), a tylko w polskim (i prawie wymarłym już łużyckim) słowo to zaczęło oznaczać bardziej ostateczny (i zdecydowanie radośniejszy) efekt. Traktując - zgodnie z ideą językowego obrazu świata - sposób konstrukcji danego słowa jako pewnego rodzaju odzwierciedlenie charakterystycznego dla danej nacji sposobu postrzegania rzeczywistości stwierdzić trzeba, że najbardziej optymistyczną nazwą tęczy wśród języków słowiańskich jest ukraińska веселка ;)
Rok temu, we wrześniu, wyskoczyłam sobie na kilka dni na południe Włoch. Wyprawa costa a costa, czyli z wybrzeża Adriatyku na wybrzeże Jońskie. Przez - a jakżeby inaczej - Materę:D Liczyłam na zobaczenie kręconych tam zdjęć do nowego Bonda, tymczasem trafiła mi się inna, chyba nawet ciekawsza atrakcja. Okazało się bowiem, że na Piazza San Pietro Caveoso "wyrosło" wielkie drzewo. Przez kolejne kilka godzin próbowałam dociec, o co w tym wszystkim chodzi. Wzięłam udział w odgrywanych obrzędach, obejrzałam plakaty i rozdawane ulotki, trochę opowiedzieli mi - jak zwykle chętni do rozmowy - miejscowi Włosi i po powrocie do domu - przy wsparciu źródeł internetowych - poskładałam sobie to w całość. I oto co z tego wszystkiego wyszło :)
Majowa festa patronale w Accetura
Przedstawiane obchody odbywają się corocznie w Pięćdziesiątnicę(pentecoste, czyli nasze Zielone Świątki) w znajdującej się w Bazylikacie miejscowości Accettura i wiążą się z obchodami święta patrona miasteczka - San Giuliano (wrześniowy mini-pokaz w Materze był promocyjną częścią prezentacji miasteczka jako "jednodniowej stolicy kultury").
Il Maggio e Cima - uroczysty wybór, transport i zaślubiny
Wszystko rozpoczyna się w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, gdy to grupa ochotników udaje się do pobliskiego lasu Montepiano, gdzie wybierają najwyższy, najprostszy i najzdrowszy dąb. On stanie się il Maggio (czyli majem). W następną niedzielę w lesie Gallipoli wybierana jest Cima (szczyt) - ostrokrzew, który to w maju, w akcie symbolicznego ślubu zostanie zaszczepiony na wybranym wcześniej dębie. W dzień wniebowstąpienia Maggio, czyli nasz dąb, zostaje wycięty, a osiem dni później zaciągnięty przez woły do tzw. 'chiapparedd' - obszaru oddalonego od Accettury o ok. 4 km. Stąd następnego dnia wyruszy ponownie w kierunku wioski. Gdy w dzień Pięćdziesiątnicy (czyli niedzielę) Maggio wznawia swoją podróż do miasteczka, także Cima zostaje ściągnięta i uroczyście przeniesiona na ramionach do Accettury. Jej kilkunastokilometrowy transport trwa cały dzień i nie brak w nim przystanków z obfitym bufetem (w końcu wesele, nie?:D) Oba drzewa 'spotykają' się wczesnym wieczorem i odbywają się zaślubiny (sczepienie obu drzew). Ale prawdziwa festa dopiero się zaczyna.
Podniesienie drzew, procesje i zawody we wspinaniu się
Poniedziałek poświęca się na przygotowania niezbędne do podniesienia obu drzew. Z sąsiedniego Valdienne przybywa także procesja z obrazem przedstawiającym świętych Jana i Pawła. Następnie we wtorek ma miejsce bardzo uroczysta (i bardzo hałaśliwa:D) procesja San Giuliano. Dziewczęta w odświętnych strojach z wstążkami, chłopcy przebrani za "grające drzewa" oraz towarzyszący im tłum mieszkańców podążają głównymi ulicami miasteczka, żeby ostatecznie dotrzeć do Largo San Vito, gdzie znajduje się Maggio. Pod okiem świętego i tysięcy milczących już teraz widzów drzewo zostaje uroczyście podniesione i osadzone. Jeszcze tylko odważni śmiałkowie spróbują swoich sił we wspinaniu się na nie (ma zwykle ok. 40 metrów wysokości!) i festa dobiega końca. Aż do następnego roku.
Inne lukańskie miejscowości z podobnymi obrzędami
Według informacji z włoskiej Wikipedii podobne festiwale odbywają się także w różnych innych lukańskich ośrodkach, np. w Oliveto Lucano, Pietrapertosie, Castelmezzano, Castelsaraceno, Rotondzie, Viggianello czy Terranovie di Pollino. Antropolodzy uważają je za dość wierne odzwierciedlenie starożytnych pogańskich rytuałów agrarnych i nadrzewnych typowych dla kultury ludowej wielu krajów europejskich. Ich celem było "wiosenne odrodzenie", czyli pozimowe wprowadzenie do domów zapładniającego ducha natury. Jak widać ludność Accettury dodała do tego sporo elementów lokalnych (jak to na południu Włoch - bardzo wspólnotowych), a i elegancko połączyła pogańską tradycję z kultem katolickiego świętego.
To, co ja zobaczyłam rok temu w Materze (i czego próbki znajdują się na załączonych niżej filmikach) to było osadzenie drzewa oraz - co zrobiło na mnie chyba największe wrażenie - owa uroczysta procesja 'drzew'. Mam nadzieję, że kiedyś uda mi się dotrzeć do Accettury na całość. W tym roku - z wiadomych względów - uroczystość nie odbyła się po raz pierwszy od czasów wojny.
To było totalne zaskoczenie. Wyczytałam rano, że wieczorem będzie specjalny majówkowy koncert. Znaczy tradycyjny rzymski koncert na Primo Maggio, ale oczywiście w tej sytuacji w trochę innej formule. Z całą masą gwiazd, wśród nich większością moich ulubieńców. Zasiadłam wiec wieczorem przed Rai3, żeby się zachwycać. I to robiłam. Aż przyszła kolej na Ermala i okazało się, że śpiewa coś, czego nie kojarzę. No to zaczęłam szukać w internecie. I okazało się, że to jego najnowsza piosenka, którą całkiem niespodziewanie wypuścił właśnie tego ranka. Ze słowami idealnie pasującymi do obecnej sytuacji wokół (choć napisanymi jeszcze w styczniu). Trwały kolejne występy, a w mojej zachwyconej głowie narastał pomysł przetłumaczenia tej piosenki. Natychmiast. I tak oto skończyłam przekład prawie równo z koncertem. I mam z tego megafrajdę:) Tekst nie jest specjalnie skomplikowany, piękno utworu niekoniecznie wiąże się ze stopniem trudności słownictwa czy gramatyki. Najważniejsze na ile porusza.
To nie ciemność, to tylko tunele
Ten deszcz miesza twoje i moje łzy
Wiem, że miałbyś ochotę po prostu uciec
Albo wrócić
Wiesz, że nie jest łatwo być samemu na świecie
Że we dwójkę można już zacząć rewolucję
Pomyśl, jak często wzajemnie się ranimy
Ale nie martw się
Skończy się dobrze
Skończy się dobrze Skończy się dobrze Skończy się dobrze
Skończy się dobrze Skończy się dobrze Skończy się dobrze
Wiem, że dałeś więcej niż wziąłeś Że czasami nie myślenie o tym wydaje się jedynym wyjściem
Blizny są łącznikiem z przeszłością
Ale nie martw się
Skończy się dobrze
Skończy się dobrze
Skończy się dobrze
Skończy się dobrze
I to nie twoja wina Jeśli nie możesz się zdecydować Czy odejść czy pozostać
Czy zostawić wszystko, tak jak jest
I to nie moja wina Jeśli potrzebuję wierzyć Że jest tu ktoś Kto mnie potrzebuje
Skończy się tak jak powinno
Skończy się, skończy
Skończy się po myśli
Skończy się tak, jak przychodzi
Skończy się skończy, nie będzie trwać wiecznie
Nie martw się
Skończy się skończy skończy
dobrze
dobrze
dobrze
Skończy się dobrze
Dla ciebie i trochę też dla mnie
Skończy się dobrze
Nawet jeśli nie chcesz w to wierzyć
Skończy się dobrze Dla nas, którzy nie potrafimy wygrywać
Którzy nie potrafimy wygrywać
Skończy się dobrze
Dla ciebie, co samotnie wychowujesz dzieci
Skończy się dobrze
Dla ciebie, któremu każde drzwi zamieniają się w mur
Piątek trzynastego i jeszcze przy szalejącym koronawirusie, więc przymusowe siedzenie w domu. Gotowy przepis na depresję? Niekoniecznie i jednym z ratunków może być posłuchanie i obejrzenie pań, o których już tu kiedyś pisałam. Ostatnimi czasy Ladyvette zabrały się bowiem za produkcję kolejnych mashupów. Nie rezygnując przy tym z charakterystycznego dla nich poczucia humoru. Poza dawką jakże potrzebnego teraz śmiechu można także zaznajomić się z historią włoskiej piosenki (ale też posłuchać jak brzmią np. disneyowe szlagiery we włoskiej wersji :D)
Od czego by tu zatem zacząć? Hmmm.. może optymistycznie od zestawu wakacyjnych przebojów:
I na drugą nóżkę przeboje z lat 90.
Rozgrzani? To na lekkie ochłodzenie hity bożonarodzeniowe:
I poprawmy Disneyem:
Za komercyjnie? To trochę chilloutu przy zestawie indie music:
I wracamy do szaleństwa (nb gry video to też pomysł na siedzenie w domu:D)
A na koniec hiciory z grubej rury, czyli z Sanremo:
I jak widać, taką zabawę można sobie zrobić nie wychodząc z domu ;)
Ps. A jak się wam podoba powracający motyw Diego? :D
Diodato odkryłam dwa lata temu przy okazji festiwalu w Sanremo. Trochę później przetłumaczyłam jego ówczesną festiwalową propozycję 'Adesso'. A później, no cóż...trochę o nim zapomniałam. Aż kilka dni temu, całkiem przypadkiem trafiłam na YT na jego nową piosenkę. Zachwyciłam się od pierwszego przesłuchania, no i poszło. Odsłuchałam starsze utwory, doczytałam, że wychował się w Taranto (znaczy 'swój', Apulijczyk <3) i że "Che vita meravigliosa" (część ścieżki dźwiękowej do nowego filmu Ozpetka zresztą) zapowiada nowy album Diodato, który to pojawi się na Walentynki. Zatem czekam, czekam niecierpliwie, tymczasem oto tłumaczenie 'Cudownego życia' (tłumaczenie któregoż uświadomiło mi, że to także bardzo moje podejście do życia).
Sai
questa vita mi confonde
coi suoi baci e le sue onde
sbatte forte su di me
vita che ogni giorno mi divori
mi seduci mi abbandoni
nelle stanze di un hotel
Tra le cose non fatte per poi non doversi pentire
le promesse lasciate sfuggire soltanto a metà
mentre pensi che questo non vivere sia già morire
chiudi gli occhi lasciando un sospiro alla notte che va
Ah che vita meravigliosa
questa vita dolorosa, seducente, miracolosa
vita che mi spingi in mezzo al mare
mi fai piangere e ballare come un pazzo insieme a te
Sì avrei potuto andare al trove
non dar fuoco a ogni emozione
affezionarmi ad un cliché
ma sei la vita che ora ho scelto
e di questo non mi pento
anche quando si alza il vento
E mi perdo nel vortice di ogni tua folle passione
tra i profumi dei fiori che posi qui dento di me
mi fai bere i tuoi baci affinchè io poi possa arrivare
dentro l'ultima notte d'estate ubriaco ad urlare
Ah che vita meravigliosa
questa vita dolorosa, seducente, miracolosa
vita che mi spingi in mezzo al mare
mi fai piangere e ballare come un pazzo insieme a te
Ah che vita meravigliosa
questa vita dolorosa, seducente, miracolosa
vita che mi spingi in mezzo al mare
mi fai piangere e ballare come un pazzo insieme a te
Wiesz, to życie miesza mi w głowie Ze swymi falami i pocałunkami Daje mi solidnie popalić. Życie, które codziennie mnie pochłania, Uwodzi mnie i porzuca W hotelowych pokojach.
Pomiędzy rzeczami nie zrobionymi, by nie trzeba było ich żałować, Porzuconymi w połowie obietnicami Myśląc, że kto nie żyje, już jest martwy Zamykasz oczy zostawiając swe westchnienia nadchodzącej nocy
Ach, co za wspaniałe życie
To bolesne, uwodzicielskie, cudowne życie
Życie, które popycha mnie w środek morza
Sprawia, że płaczę i tańczę,
Jak wariat, razem z tobą.
Tak, mogłem pójść w inną stronę
Nie zapalać się tak do wszystkiego,
Nie przywiązywać się tak do banałów,
Ale jesteś życiem, jakie wybrałem
I nie żałuję tego,
Nawet, gdy jest bardzo pod wiatr.
I zatracam się w wirze każdej z twych szalonych pasji,
W zapachu kwiatów, które tu we mnie rozścielasz
Sprawiasz, że spijam twe pocałunki dopóki nie skończę
W środku ostatniej nocy lata pijany i krzyczący
Ach, co za wspaniałe życie
To bolesne, uwodzicielskie, cudowne życie
Życie, które popycha mnie w środek morza
Sprawia, że płaczę i tańczę,
Jak wariat, razem z tobą
Ach, co za wspaniałe życie
To bolesne, uwodzicielskie, cudowne życie
Życie, które popycha mnie w środek morza
Sprawia, że płaczę i tańczę,
Jak wariat, razem z tobą.
I nie chciałbym, by się to kiedyś skończyło,
Nie, nie chciałbym, by się to kiedyś skończyło
Ach, co za wspaniałe życie
Ach, co za wspaniałe życie
Ach, co za wspaniałe życie
Ach, co za wspaniałe życie
Ach, co za wspaniałe życie
To bolesne, uwodzicielskie, cudowne życie
Życie, które popycha mnie w środek morza
Sprawia, że płaczę i tańczę,
Jak wariat, razem z tobą
Ps. Tymczasem kolejna piosenka Diodato z nowego albumu, 'Fai rumore', bierze właśnie udział w tegorocznym Sanremo. Po pierwszym usłyszeniu w trakcie festiwalu stwierdziłam, że 'fajna, ale nie dorównuje 'Che vita meravigliosa'. Starczył jednak jeden dzień, żeby weszła mi do głowy prawie tak samo:D Nie wykluczam zatem popełnienia kolejnego tłumaczenia:P
Okołoświątecznie zaległa notka o temacie bardzo choinkowym... czyli słodkościach ;D
Muzeum cukierków w Andrii
Wyruszyć na Castel del Monte, dotrzeć do fabryki-muzeum słodkości w Andrii - to mogę tylko ja:D Ale wcale nie żałuję. Il Museo del Confetto to naprawdę coś unikatowego, a stosunkowo mało znanego, czyli idealne miejsce dla mnie. Jak się już dotrze do Andrii to trudno je przegapić, bo znajduje się tuż obok malutkiego centro storico. Zaraz po wejściu czuje się atmosferę ponad stuletniej historii... te półki, ta kasa....no i ten zapach słodkości z klasą.
Ile kosztuje i trwa zwiedzanie Museo del Confetto
Zwiedzanie (z degustacją wybranych produktów firmy!) kosztuje 5 euro. Oczywiście wybrałam oprowadzanie po włosku, ale możliwe jest też po angielsku.
Salki są tylko trzy (każda tyczy innego aspektu produkcji), zwiedzanie zatem nie trwa jakoś strasznie długo, za to jest rzeczowe i bardzo smakowite.
Część sprzętów używanych kiedyś do produkcji wygląda oczywiście jak narzędzia tortur :D
Czego się dowiesz w trakcie zwiedzania muzeum
Poza ogólną historią firmy (obecnie prowadzi ją już czwarte pokolenie rodziny Muccich-Giovannich), poznaniem oferty produktów i technik ich wytwarzania można dowiedzieć się też m.in:
- jaka jest różnica między confetto a dragette (czyli cukierkiem a drażetką),
- dlaczego jeden z produktów firmy okazał się tak niebezpieczny, że w pewnym momencie zakazano jego dalszej produkcji,
- od kogo i z jakim podtekstem lokalne przyszłe panny młode dostawały taki zestaw słodyczy,
- jaki jest związek pomiędzy Fryderykiem II (on jest wszechobecny w Apulii:D) a słodyczami Mucci-Giovanni (lavanda liquore smakują bajecznie!)
Wszystkie oglądane słodycze można też kupić
A na koniec, jako że muzeum jest połączone ze sklepem firmowym, można sobie zakupić tyle co prezentowane słodkości do dalszej degustacji w domu - czy też na fajny oryginalny włoski prezent z podróży. Dostaniemy je w eleganckich gotowych pakietach, ale wszystko można kupić też na wagę.
Swoją drogą to bardzo unikatowa koncepcja, żeby zrobić muzeum firmy, która wciąż działa. Cieszę się, że przez przypadek wylądowałam właśnie w tym miejscu (ponoć nie ma przypadków;)) i chętnie tam jeszcze kiedyś wrócę.
Zaproszenie od właścicieli firmy
A jeśli moje zachęty to mało posłuchajcie jeszcze jak odwiedzenia swojej rodzinnej firmy zapraszają siostry Mucci: