poniedziałek, 13 czerwca 2022

Al Bano & Romina Power - miłość jak z musicarella

Dawno temu pisząc ogólnie o włoskich musicarelli obiecywałam specjalną notkę poświęconą tym z udziałem Al Bano i Rominy Power. Ich związek narodził się bowiem właśnie na planie musicarella, potwierdzając po raz kolejny tezę, że czasami życie dostarcza scenariuszy 'jak z filmów' ;)

 

Ona bogata, on biedny, czyli klasyczny filmowy mezalians

Losy Al Bano (czyli Albano Carrisiego) to klasyczna historia 'od pucybuta do milionera'. Syn biednego apulijskiego wieśniaka, podobnie jak wielu innych Włochów z południa postanowił poszukać szczęścia w wielkim mieście na północy kraju.  Zanim w Mediolanie  'został odkryty' przez Adriano Celentano, imał się przeróżnych, często fizycznych prac. Jego pierwszy wielki przebój nosił tytuł 'Nel sole'  i taki też tytuł (zgodnie z wszelkimi zasadami musicarelli) nadano filmowi muzycznemu, na planie którego to Albano spotkał Rominę. 

Romina Power miała wówczas zaledwie 16 lat. Dla urodzonej w Los Angeles bogatej córki hollywoodzkich aktorów: Tyrone'a Powera i Lindy Christian, pochodzenie Albano nie stanowiło żadnego problemu. Dla jej rodziny jednak już tak. Ich obiekcje jednak na nic się zdały. Para wkrótce się pobrała (sprawę przyspieszyła ciąża Rominy), a ich największe sukcesy miały dopiero nadejść.

Po 'Nel sole' (a przed rozpoczęciem ich wielkiej muzycznej kariery jako duetu) Romina i Albano zagrali wspólnie jeszcze w 5 musicarelli. Wszystkie można obecnie znaleźć na Netflixie. 

 

Nel sole (1967) & L'oro del mondo (1968)

Ubogi Carlo ciężko pracuje, żeby móc pozwolić sobie na studia. Przed pochodzącymi z zamożnych rodzin kolegami ze studiów (a zwłaszcza przed wyraźnie zainteresowaną nim Loreną) ambitny chłopak udaje jednak bogatego biznesmena. Brzmi dziwnie znajomo? Tak jak pisałam w poprzedniej notce piosenkarze-gwiazdy musicarelli grali w nich bardzo często po prostu siebie i dokładnie taką obsadę 'po warunkach' mamy też tutaj.  Dla mnie największym odkryciem i atutem tego bezpretensjonalnego filmu jest natomiast słynny komediowy duet Franco i Ciccio (grają kumpli pomagających Carlowi w całej tej maskaradzie)
Oto migawki z filmu wraz z tytułowym hiciorem w tle:
 
 
Rok po pierwszej części powstała kontynuacja filmu, w której to ktoś próbuje wejść między zakochanych młodych i zdyskredytować Carlo. 

Pensando a te (1969)

Al Bano to znów Carlo, ale tym razem gra - che sorpresa - piosenkarza^^ Ponieważ przymierza się do podbijania amerykańskiego rynku (czyli wielkiego tournee po USA) postanawia - wraz ze swoim menedżerem - wziąć dodatkowe lekcje angielskiego. Lekcje, aczkolwiek z mojej perspektywy wielce zabawne, nie kończą się jednak dla Carlo najlepiej, albowiem doprowadzają do kryzysu w jego małżeństwie.  Tak, bo w tym filmie Romina gra jego żonę! I nawet mają już dziecko:D Wątek małżeński jest jednak - też chyba żadne zaskoczenie - irytująco regresywny.
 

Il suo nome è Donna Rosa (1969) & Mezzanotte d'amore (1970)

Mezalians jeszcze inaczej.  Wdowiec próbuje wydać swoją córkę (w tej roli Romina) za syna bogatej hrabiny (tytułowej Donny Rosy) Ale cóż, kiedy młoda dziewczyna zamiast myśleć praktycznie zakochuje się na Capri w... facecie od łódek (w tej roli oczywiście Al Bano). No mezalians jak nic. Niestety, mimo całej mojej sympatii do grającego tu ojca Rominy Nino Taranto, to chyba najnudniejszy film Al Bano i Rominy. Na dodatek z jednym z najbardziej irytujących dziecięcych aktorów ever! Z trudem dooglądałam do końca, po sequel już nawet nie sięgnęłam.


Angeli senza paradiso (1970)

Po najsłabszym pora na mój ulubiony film Al Bano i Rominy. Zadecydowały o tym nie jakieś wielkie walory artystyczne tego filmu, ale poziom fantazji jego twórców.  Wyobraźcie sobie bowiem Al Bano w roli... młodziutkiego Franciszka Schuberta! Gdy utalentowany ale ubogi muzyk zostaje zatrudniony jako nauczyciel muzyki dla pewnej bogatej panny z dobrego domu między nim, a jego uczennicą rodzi się uczucie. Oczywiście jest to klasyczna miłość romantyczna - niemożliwa, ale dająca przyszłemu wielkiemu twórcy inspirację na resztę życia. Wszystko w pięknych kostiumach i wnętrzach z epoki. No jak mogłabym się oprzeć? ^^




 

niedziela, 30 stycznia 2022

Turyn dla kinomaniaków - Museo Nazionale del Cinema

 

Z czym kojarzy się powszechnie Turyn? Oczywiście z przemysłem  - zwłaszcza motoryzacyjnym, wszak to ojczyzna Fiata. Ze znajdującym się w tutejszej katedrze słynnym Całunem Turyńskim. No i jeszcze z drużyną Juventusu. Czy zatem italomaniak, którego nie interesuje ani motoryzacja ani sport, ani też nie jest specjalnie religijny ma tu czego szukać?  Większość zapewne sądzi, że nie bardzo. I wybiera inne miasta. Mediolan, Weronę, Wenecję itp.... by pozostać tylko przy północy Włoch. I wiecie co? To błąd. Olbrzymi.  Sama się o tym przekonałam dopiero niedawno, ponieważ trafiłam do Turynu bez specjalnego przekonania, a wyjechałam absolutnie zakochana - z głębokim poczuciem, że 3 dni, które tu spędziłam to zdecydowanie za krótko i muszę tu jeszcze koniecznie wrócić. A nie byłam ani w muzeum motoryzacji, ani w muzeum Juventusu, a do Duomo z całunem weszłam tylko dlatego, że było po drodze:D

Co mnie zatem zauroczyło w Turynie? Przede wszystkim niezwykły klimat, atmosfera tego miasta - z jednej strony bardzo eleganckiego, zdecydowanie królewskiego (wszak to wielowiekowa siedziba dynastii sabaudzkiej, której to w dużej mierze zawdzięczamy powstanie Włoch jako zjednoczonego państwa), ale w takim nie przytłaczającym stylu. Gdybym miała użyć swojskiej polskiej metafory - Turyn to raczej Łazienki niż Wilanów ;) Eleganckie zabytkowe budynki sąsiadują zatem z zacisznymi parkami i przynajmniej w centro storico w ogóle nie odczuwa się specjalnie takiego 'pędu' wielkiego miasta jak powiedzmy choćby w Mediolanie.   

Nie chcę tu jednak opisywać wszystkich atrakcji Turynu, bo i z częścią jeszcze nie zdążyłam się wcale zapoznać  (np. przeprowadzić porządnej degustacji słynnej tutejszej czekolady:D Szczęśliwie byłam przynajmniej w muzeum Lavazzy, które to  bardzo gorąco też polecam!). Jako namiętna kinomaniaczka, która poznaje Włochy także poprzez kinematografię tego kraju, chciałam skupić się na turyńskim Museo Nazionale del Cinema, czyli Narodowym Muzeum Kina. 


 Historia turyńskiego Muzeum Kina

Skąd 'narodowe muzeum kina' właśnie w Turynie? Ano stąd, że - co nie jest specjalnie znanym faktem - podobnie jak to Turyn był pierwszą stolicą zjednoczonych Włoch  (tylko przez kilka lat, ale zawsze!), to także Turyn był pierwszą stolicą włoskiego przemysłu filmowego (słynna rzymska Cinecitta to dopiero lata 30., czasy rządów Mussoliniego). To w dużej mierze tutaj rodziły się pierwsze, jeszcze wówczas nieme, włoskie produkcje filmowe. Dlatego też otwarte w 1958 roku muzeum w Turynie dokumentuje rozwój kina włoskiego od samego początku, od pierwszych ruchomych obrazów aż do dziś. Te najstarsze (w wielu przypadkach naprawdę unikalne) zbiory zawdzięczamy w głównej mierze Marii Adrianie Prolo, która zaczęła je gromadzić już od 1941 roku. Po śmierci tej niezwykłej kobiety zadanie opiekowania się zbiorami przejęła utworzona fundacja nazwana jej imieniem. Przez  lata muzeum mieściło się w różnych miejscach, by w końcu w 2000 roku trafić do równie niezwykłego budynku -  Mole Antonelliana to bowiem architektoniczny symbol miasta  i najwyższy ceglany budynek w Europie (notabene budowany jako synagoga, ale w praktyce nigdy się nią nie stał:D).

 

Kino ruchomych obrazów

Zwiedzanie muzeum rozpoczyna się zatem od obszernej części poświęconej rozwojowi 'ruchomych obrazków': od  teatru cieni i laterna magica (ta część zresztą bardzo kojarzyła mi się z cudownym Museo del Precinema w Padwie) po pierwsze kamery i projektory filmowe.

Jedną z największych atrakcji w części poświęconej kinu niememu jest rekonstrukcja słynnego wjazdu pociągu z filmu braci Lumiere. Zasiadamy bowiem na ławeczce przed ekranem, na którym odtworzona zostaje właśnie owa scena, ale na koniec ekran zostaje podniesiony i wyjeżdża na nas prawdziwa lokomotywa!


Można  też obejrzeć, jak wyglądały pierwsze plakaty filmowe (i przekonać się, że golizna od zawsze była traktowana jako jedna z dźwigni handlu:P) 

Wreszcie przechodzimy do głównego hallu muzeum - ta naprawdę olbrzymia hala ma kilka poziomów, a góruje nad nią pochodząca ze słynnego niemego filmu „Cabiria” Pastrone z 1914 roku rzeźba filmowego Molocha:



Jak powstają filmy

Przechodząc z pomieszczenia do pomieszczenia zapoznajemy się ze specyfiką różnych gatunków filmowych: w  jednym pomieszczeniu mamy np. westerny, w innym kino autorskie, animowane czy kino absurdu.


Nie brak i słynnych filmowych artefaktów - ten przegląd kultowych filmowych masek w kontekście aktualnej pandemicznej sytuacji  jakoś szczególnie mnie rozbawił :D
 
  
 
Pnąc się  kolejnymi poziomami i schodami w górę hali poznajemy kolejno coraz nowszą historie kina: masa plakatów filmowych wiszących nad głównym korytarzem sąsiaduje z zaułkami poświęconymi bądź poszczególnym etapom produkcji filmu (czyli np. reżyserii, montażowi czy charakteryzacji - to podobnie jak w Cinecitta), bądź filmowym pamiątkom (vide np. plan Gattopardo):

 
Kino włoskie sąsiaduje tu ze światowym, ja bardziej tropiłam to pierwsze:  


Choć nie da się ukryć, że wszelkie polskie akcenty sprawiały mi szczególną frajdę: 

 

 

I wystawa specjalna

Gdy po ponad 3 godzinach wychodzę z budynku mam głębokie poczucie niedosytu - można tam spędzić dużo więcej czasu. Ale czeka mnie jeszcze jedna niespodzianka - otóż na okalającym Mole ogrodzeniu znajduje się specjalna czasowa wystawa plakatów. I to JAKICH plakatów! Zobaczcie sami jakie artystyczne cudeńka!