Z czym kojarzy się powszechnie Turyn? Oczywiście z przemysłem - zwłaszcza motoryzacyjnym, wszak to ojczyzna Fiata. Ze znajdującym się w tutejszej katedrze słynnym Całunem Turyńskim. No i jeszcze z drużyną Juventusu. Czy zatem italomaniak, którego nie interesuje ani motoryzacja ani sport, ani też nie jest specjalnie religijny ma tu czego szukać? Większość zapewne sądzi, że nie bardzo. I wybiera inne miasta. Mediolan, Weronę, Wenecję itp.... by pozostać tylko przy północy Włoch. I wiecie co? To błąd. Olbrzymi. Sama się o tym przekonałam dopiero niedawno, ponieważ trafiłam do Turynu bez specjalnego przekonania, a wyjechałam absolutnie zakochana - z głębokim poczuciem, że 3 dni, które tu spędziłam to zdecydowanie za krótko i muszę tu jeszcze koniecznie wrócić. A nie byłam ani w muzeum motoryzacji, ani w muzeum Juventusu, a do Duomo z całunem weszłam tylko dlatego, że było po drodze:D
Co mnie zatem zauroczyło w Turynie? Przede wszystkim niezwykły klimat, atmosfera tego miasta - z jednej strony bardzo eleganckiego, zdecydowanie królewskiego (wszak to wielowiekowa siedziba dynastii sabaudzkiej, której to w dużej mierze zawdzięczamy powstanie Włoch jako zjednoczonego państwa), ale w takim nie przytłaczającym stylu. Gdybym miała użyć swojskiej polskiej metafory - Turyn to raczej Łazienki niż Wilanów ;) Eleganckie zabytkowe budynki sąsiadują zatem z zacisznymi parkami i przynajmniej w centro storico w ogóle nie odczuwa się specjalnie takiego 'pędu' wielkiego miasta jak powiedzmy choćby w Mediolanie.
Nie chcę tu jednak opisywać wszystkich atrakcji Turynu, bo i z częścią jeszcze nie zdążyłam się wcale zapoznać (np. przeprowadzić porządnej degustacji słynnej tutejszej czekolady:D Szczęśliwie byłam przynajmniej w muzeum Lavazzy, które to bardzo gorąco też polecam!). Jako namiętna kinomaniaczka, która poznaje Włochy także poprzez kinematografię tego kraju, chciałam skupić się na turyńskim Museo Nazionale del Cinema, czyli Narodowym Muzeum Kina.
Historia turyńskiego Muzeum Kina
Skąd 'narodowe muzeum kina' właśnie w Turynie? Ano stąd, że - co nie jest specjalnie znanym faktem - podobnie jak to Turyn był pierwszą stolicą zjednoczonych Włoch (tylko przez kilka lat, ale zawsze!), to także Turyn był pierwszą stolicą włoskiego przemysłu filmowego (słynna rzymska Cinecitta to dopiero lata 30., czasy rządów Mussoliniego). To w dużej mierze tutaj rodziły się pierwsze, jeszcze wówczas nieme, włoskie produkcje filmowe. Dlatego też otwarte w 1958 roku muzeum w Turynie dokumentuje rozwój kina włoskiego od samego początku, od pierwszych ruchomych obrazów aż do dziś. Te najstarsze (w wielu przypadkach naprawdę unikalne) zbiory zawdzięczamy w głównej mierze Marii Adrianie Prolo, która zaczęła je gromadzić już od 1941 roku. Po śmierci tej niezwykłej kobiety zadanie opiekowania się zbiorami przejęła utworzona fundacja nazwana jej imieniem. Przez lata muzeum mieściło się w różnych miejscach, by w końcu w 2000 roku trafić do równie niezwykłego budynku - Mole Antonelliana to bowiem architektoniczny symbol miasta i najwyższy ceglany budynek w Europie (notabene budowany jako synagoga, ale w praktyce nigdy się nią nie stał:D).
Kino ruchomych obrazów
Zwiedzanie muzeum rozpoczyna się zatem od obszernej części poświęconej rozwojowi 'ruchomych obrazków': od teatru cieni i laterna magica (ta część zresztą bardzo kojarzyła mi się z cudownym Museo del Precinema w Padwie)
po pierwsze kamery i projektory filmowe.
Jedną z największych atrakcji w części poświęconej kinu niememu jest rekonstrukcja słynnego wjazdu pociągu z filmu braci Lumiere. Zasiadamy bowiem na ławeczce przed ekranem, na którym odtworzona zostaje właśnie owa scena, ale na koniec ekran zostaje podniesiony i wyjeżdża na nas prawdziwa lokomotywa!
Można też obejrzeć, jak wyglądały pierwsze plakaty filmowe (i przekonać się, że golizna od zawsze była traktowana jako jedna z dźwigni handlu:P)
Wreszcie przechodzimy do głównego hallu muzeum - ta naprawdę olbrzymia hala ma kilka poziomów, a góruje nad nią pochodząca ze słynnego niemego filmu „Cabiria” Pastrone z 1914 roku rzeźba filmowego Molocha:
Jak powstają filmy
Przechodząc z pomieszczenia do pomieszczenia zapoznajemy się ze specyfiką różnych gatunków filmowych: w jednym pomieszczeniu mamy np. westerny, w innym kino autorskie, animowane czy kino absurdu.
Nie brak i słynnych filmowych artefaktów - ten przegląd kultowych filmowych masek w kontekście aktualnej pandemicznej sytuacji jakoś szczególnie mnie rozbawił :D
Pnąc się kolejnymi poziomami i schodami w górę hali poznajemy kolejno coraz nowszą historie kina: masa plakatów filmowych wiszących nad głównym korytarzem sąsiaduje z zaułkami poświęconymi bądź poszczególnym etapom produkcji filmu (czyli np. reżyserii, montażowi czy charakteryzacji - to podobnie jak w Cinecitta), bądź filmowym pamiątkom (vide np. plan Gattopardo):
Kino włoskie sąsiaduje tu ze światowym, ja bardziej tropiłam to pierwsze:
Choć nie da się ukryć, że wszelkie polskie akcenty sprawiały mi szczególną frajdę:
I wystawa specjalna
Gdy po ponad 3 godzinach wychodzę z budynku mam głębokie poczucie niedosytu - można tam spędzić dużo więcej czasu. Ale czeka mnie jeszcze jedna niespodzianka - otóż na okalającym Mole ogrodzeniu znajduje się specjalna czasowa wystawa plakatów. I to JAKICH plakatów! Zobaczcie sami jakie artystyczne cudeńka!
Ostatnio zaczęłam słuchać włoskiego radia online i zawdzięczam mu dużo muzycznych odkryć. Znaczy Tommaso Paradiso (ex-wokalistę Thegiornalisti) niby już kojarzyłam i wcześniej, ale nie na miarę chęci replayowania czy tłumaczenia. Ale Magari no nie chce się ode mnie odkleić:P Chyba pasuje do mojego jesiennego nastroju...
Jadę wolno I tak nie chcę tam dotrzeć. A jeśli i hamulec się zmęczy, zrozumiesz. Pod wrześniowym niebem, tym, które ty tak lubisz,
ruszyć gdzieś w trasę
na weekend.
Liście, droga Dwa motory, które migają mi światłami I chatka nad rzeką Z przyjaciółmi na barce z rowerami Zabrałaś gwiazdy Noce, gdy krążę nie śpiąc,
Moje sny na jawie, To, co ci napisałem, A skoro już o tym mowa
To weź też tę piosenkę Podczas, gdy ja piję colę na autogrillu Z głośnością na full, żeby nie zasnąć. I małym kacem, żeby poczuć się lepiej. I nie mów mi, że obudzisz się w poniedziałek. Bez bałaganu w piersiach, bałaganu w łóżku. Ostatnia paczka, a potem może przestanę, A może nie
Chciałbym po prostu na chwilę przestać myśleć, Zatracić się w popowej piosence, Tak, zatracić się tak bez celu W powolnym tańcu
Liście, droga Twoja zraniona matka Zabrałaś gwiazdy Noce, Więc równie dobrze
Możesz wziąć też tę piosenkę Podczas, gdy ja piję colę na autogrillu Z głośnością na full, żeby nie zasnąć. I małym kacem, żeby poczuć się lepiej. I nie mów mi, że obudzisz się w poniedziałek. Bez bałaganu w piersiach, bałaganu w łóżku Ostatnia paczka, a potem może przestanę, A może nie
Może to tylko zła pogoda,
A może nie Może to tylko zła pogoda.
Więc weź po prostu tę piosenkę Podczas, gdy ja piję colę na autogrillu Z głośnością na full, żeby nie zasnąć. I małym kacem, żeby poczuć się lepiej. I nie mów mi, że obudzisz się w poniedziałek. Bez bałaganu w piersiach, bałaganu w łóżku. Ostatnia paczka, a potem może przestanę, A może nie
Długo się opierałam, bo nie lubię 'jak wszyscy', a Netflix ma teraz właśnie taki status, ale w ramach oferty dostępnej na benefitowej platformie w mojej nowej firmie Netflixowa karta okazała się najsensowniejszą okołofilmową opcją, no to wzięłam. A ponieważ ostatnio w ramach zajęć na Accademia Włoskiego Kina (bardzo polecam!) dowiedziałam się o istnieniu musicarelli, których to właśnie całkiem sporo wrzucono teraz na Netflixa, no to korzystam poznawczo ;)
Po obejrzeniu zaś ich większej partii postanowiłam się podzielić moimi wrażeniami z seansów. Zwłaszcza, że z tego co widzę, to trudno znaleźć jakieś opinie o większości z tych tytułów choćby na IMDB (o polskim Filmwebie nawet nie wspominając).
Czym są musicarelli?
Musicarelli to włoskie filmy muzyczne. Szczyt ich popularności trwał od końca lat 50. do końca lat 60, a pomysł na nie był bardzo prosty, by nie rzec banalny: brało się jakiegoś popularnego młodego piosenkarza/piosenkarkę i pisało lekką rom-comową fabułę, do której można by nawtykać jego/jej piosenek. Zazwyczaj tytuł samego filmu też był tytułem jakiejś hitowej piosenki owej gwiazdy. W ten sposób tanim kosztem (musicarelli miały zwykle niewielkie budżety i były kręcone w naturalnych plenerach) 'pieczono dwie pieczenie przy jednym ogniu': filmy od razu miały dodatkowy wabik (przyciągający głównie młodą widownię, a to zawsze ważny target kinowy), natomiast artyści zyskiwali dodatkową platformę reklamującą ich utwory (internetu wtedy nie było:P). W musicarellach grali prawie wszyscy: od Adriano Celentano i Miny po Albano i Rominę Power (którzy zresztą poznali się na planie takiego filmu). Niestety nie wszyscy ci artyści są reprezentowani w dostępnej obecnie w polskim Netflixie ofercie. Nie ma np. nic z Adriano (znaczy żadnego musicarella, bo jakieś tytuły z lat 80. są) czy z Miną. Ale i tak jest okazja poznać parę interesujących postaci (i parę naprawdę uroczych filmów).
Rita Pavone
Jedna z najpopularniejszych piosenkarek lat 60., nie bez powodu nazywana 'Paulem Anką w spódnicy'. Znaczy przydomek wziął się od tego, że na początku swej kariery śpiewała dużo jego coverów, ale idealnie oddaje też temperament Rity. Czy bowiem bez przyczyny Lina Wertmüller wybrała ją do zagrania słynnego 'szalonego Jasia" (po włosku to Gianburrasca, bohater kultowej książki Vamby) w serialu tv? Piosenki Rity robiły furorę nie tylko w Italii ale także w Hiszpanii i całej Ameryce Łacińskiej oraz w USA. Prywatnie Pavone też nie była całkiem grzeczną dziewczynką: poślubiła np. cichcem w Szwajcarii 20 lat od siebie starszego i już żonatego faceta. Także zdecydowanie kobitka z charakterem i takie też postaci odgrywała na ekranie. Na Netflixie można zobaczyć dwa filmy z nią, oba bardzo moim zdaniem udane.
Rita la Zanzara (1966)
Nazwiska reżyserów musicarelli zwykle niewiele mówią, nie są to bowiem żadne uznane nazwiska. Ten jednak napisała i wyreżyserowała Lina Wertmüller. I czuć w nim połączenie klimatów szekspirowskich komedii (ach, te przebiórki!) z czarem kina w starym stylu (a'la przedwojenne polskie komedie). Rita to rezolutna pensjonarka szkoły dla dziewcząt. Zdecydowanie daje się nauczycielom we znaki. Dlatego też szkolny nauczyciel muzyki nazywa ją 'zanzarą', czyli komarzycą. Dziewczynę to bardzo boli, ponieważ potajemnie kocha się w Paolo. Czy uda się jej jakoś zwrócić jego uwagę w bardziej pozytywny sposób? A owszem, tylko nie jako Ricie:D (wspominałam o przebiórkach?^^). Wartka akcja z masą humoru w dobrym stylu, zawadiacki urok i pazur Rity plus totalnie fascynujący młodziutki Giancarlo Giannini (czemuż ja wcześniej nie odkryłam, jakiż on był mrauuu...), no i chwytliwe piosenki składają się na idealny pakiet rozrywkowy. Niestety na YT wybór klipów z tego filmu bardzo skromny, także tylko taki króciutki fragment z jedną z przebiórek Rity:
Rita la Figlia Americana (1965)
W kolejnym dostępnym na Netflixie filmie Rita spotkała się z legendą włoskiego kina, czyli Toto. Bogaty Serafino to taka męska wersja Florence Foster Jenkins. Kocha muzykę klasyczną, niestety bez wzajemności:P Na domiar złego w sąsiedztwie jego posiadłości powstaje klub z bigbitową muzyką, której to Serafino szczerze nie znosi. Ale ponieważ poza tym to facet o złotym sercu postanawia zaadoptować małą sierotkę z Chile. I wychować ją na słynną pianistkę. Okazuje się jednak, że Rita jest nie tylko znacznie bardziej wyrośnięta, niż zakładał Serafino, ale i że od klasyki zdecydowanie woli tych 'wyjców' z sąsiedztwa. Jak się zakończy ten jakże typowy międzypokoleniowy konflikt? Zaskakująco dobrze (i to przesłanie bardzo mi się zresztą podobało). Rita jak zwykle jest tu pełna werwy, ale dla mnie odkryciem tego filmu jest Toto, fenomenu którego dotąd nie rozumiałam.
Gianni Morandi
Jedna z największych włoskich gwiazd muzyki rozrywkowej wszech czasów. Nagrał ponad 50 albumów, które sprzedały się w sumie w ponad 50 mln egzemplarzy, a poza Europą i Ameryką podbił także rynek japoński. Co ciekawe, kompozytorem i aranżerem większości jego wczesnych utworów był Ennio Morricone. Musciarella Morandiego (nakręcił ich w sumie kilkanaście) chyba najbardziej zlewają się z jego życiem prywatnym: nie tylko grał w nich zwykle... Gianniego, ale także dużo postaci 'mundurowych' (w latach 1967-68 aktor naprawdę odbywał obowiązkową służbę wojskową), na planie musicarella poznał też swoją pierwszą żonę - Laurę Efrikian i, żeby nie spoilerować za dużo, odnoszę wrażenie, że wiele z wątków z jego prywatnego życia znalazło jakieś odbicie w jego filmach. Netflix proponuje 5 tytułów z udziałem Giannego, z czego jednym jestem zachwycona, a z pozostałymi mam mniejsze lub większe problemy.
Mi vedrai tornare (1966)
On jest młodym włoskim marynarzem z rodziny z wojskowymi tradycjami, ona córką japońskiego arystokraty. Pierwszy film z Giannim, jaki obejrzałam i ten, który spodobał mi się najbardziej.Oczywiście to też historia z cyklu 'boy meets girl', ale ponieważ mowa tu również o spotkaniu dwóch kultur (i tradycji) to nawet w takim lżejszym wydaniu robi to jednak różnicę. Ale tak w ogóle najważniejszym atutem Mi verai tornare wcale nie jest ten romansowy wątek, ale komediowe szaleństwo w tle:D Rodzinka Gianniego to bowiem banda prawdziwych oryginałów (coś a'la ta z You can't take it with you Capry, zresztą też Włocha z pochodzenia), a prym wiedzie tu dwóch panów na V: Enrico Viarisio w roli dziadka Gianniego, emerytowanego admirała i Raimondo Vianello jako jego majordomusa. To trzeba po prostu zobaczyć! (ach, to hartowanie młodego:D i bilard, bilard przede wszystkim:D) Warto także wspomnieć, że film był faktycznie kręcony w bazie włoskiej Marina Militare:
In ginocchio da te (1964)
Pierwsza część historii, która rozrosła się ostatecznie w filmową trylogię.Gianni jest młodym piosenkarzem, który to przerywa swą karierę muzyczną, żeby odbyć służbę wojskową. W Neapolu. Tu poznaje piękną Laurę, która to okazuje się... córką jego przełożonego.Na dodatek sam Gianni okazuje się młody i głupi(jak to facet:P). Film, którego finał strasznie mnie zirytował.Ja rozumiem, że to formuła lekkiego kina i na dodatek sprzed pół wieku, ale wciąż...Może więc lepiej skupię się na stronie muzycznej filmu. Bo nawet jeśli nie znacie starych włoskich piosenek jest duża szansa, ze tytułowa piosenka z tego filmu obiła wam się niedawno o uszy. W filmie z Korei^^ Tak, to In ginocchio da te można usłyszeć w jednej z kluczowych scen Parasite:D U mnie jednak piosenka w oryginalnej wersji:
To największy hicior, alemnie osobiście najbardziej rozbawiła piosenka prysznicowa:DZnaczy w ogóle miałam sporo radochy z tych scen koszarowych (zwłaszcza ogrywania różnic regionalnych i statusu pomiędzy rekrutami, bo akurat półgoły Gianni w samym ręczniku wrażenia na mnie żadnego nie robi:P).
Non sono degno di te (1965)
W Nie jestem ciebie godzien zaręczony już z Carlą Gianni wychodzi na przepustkę z wojska i jedzie do Rzymu, żeby nagrać płytę. Tymczasem jeden z jego kolegów, który także zakochał się w Carli, postanawia wykorzystać nieobecność Gianniego, żeby spróbować zbliżyć się do dziewczyny. Krótko podsumowując: kontynuacja męskiego szowinizmu, gdzie to kobieta powinna być szczęśliwa z powodu samego faktu, że facet od czasu do czasu przychodzi do jako takiego rozumu (i śpiewa wtedy ładne przepraszające piosenki).
Se non avessi più te (1965)
W trzeciej części trylogii, Nigdy mnie nie zostawiaj, Gianni kończy już służbę wojskową i powraca do stricte kariery piosenkarza. Chciałby też ożenić się z ukochaną Carlą. Okazuje się jednak, że w podpisanym wcześniej kontrakcie z wytwórnią Gianni ma wpisany zakaz małżeństwa. Wytwórnia wolała się bowiem w ten sposób zabezpieczyć przed ewentualnym spadkiem popularności artysty (wiadomo, że żonaty może nie być już tak atrakcyjny dla fanek:P). Co zatem zrobić? Ano można wziąć ślub w sekrecie. Ile jednak można ciągnąć taką 'maskaradę' i podwójne życie? W porównaniu z dwiema poprzednimi częściami ten film jest już siłą rzeczy ciut poważniejszy (wszak opowiada już nie o po prostu zakochanej parze, ale o małżonkach), wciąż jednak kobieta jest tu tą, która ma wiecznie rozumieć i wybaczać. W ramach załącznika muzycznego tym razem natomiast nie piosenka ale utwór instrumentalny. Wielki hicior słynnego włoskiego jazzmana Nina Rosso (tak, takie rzeczy też się w musicarellach wykorzystywało:D)
Chimera (1968)
Gianni ponownie jako początkujący (i już żonaty) piosenkarz, któremu to nagle trafia się niezwykła okazja serii koncertów w Ameryce Łacińskiej.Decyzja jest trudna, zwłaszcza gdy okazuje się, że trasa będziedość długa, a Laura nie będzie mogła mu towarzyszyć w tej podróży. Czy takie rozstanie nie zaszkodzi młodemu małżeństwu?Zwłaszcza, gdy okaże się, co tak naprawdę stoi za ta trasą? Z jednej strony doceniam, że znów ciut poważniejszy temat niż 'chłopak i dziewczyna poznali się i zakochali', z drugiej przedstawiony tok myślenia (zwłaszcza w kwestii statusu małżeństwa jako pewnej wartości) jest strasznie stereotypowo patriarchalny. Czy jednak należałoby się spodziewać wielkiej głębi i progresywności po lekkim filmie muzycznym z lat 60?
Caterina Caselli
Ta bigbitowa gwiazda z lat 60. za sprawą swej charakterystycznej (wzorowanej na Beatlesach) fryzury obdarzona została przydomkiem Casco d'oro (Złoty Kask). Przełomem i jednym z największych hitów w karierze Caselli była piosenka 'Nessuno mi può giudicare', którą to zaśpiewała na festiwalu w San Remo w duecie z Gene Pitneyem(ogólnie większość jej sanremowych występów to były duety z anglojęzycznymi wykonawcami). Po wżenieniu się w znaną rodzinę producencką ograniczyła swoje śpiewanie na rzecz działalności producenckiej (też we własnej wytwórni). Na Netflixie można znaleźć dwa filmy z Cateriną i - co ciekawe - w obu nie gra roli głównej, a jest przyjaciółką głównej bohaterki (granej przez wspominaną wyżej Laurę Efrikian).
Nessuno mi puo giudicare & Perdono (1966)
Nikt nie może mnie sądzić to rom-com w środowisku pracy, którym jest duży dom towarowy. Czyli można powiedzieć realia korporacji z lat 60. Federico, który to przyjechał do dużego miasta za pracą i został windziarzem w owym domu towarowym od razu wpada w oko jedna ze sprzedawczyń, Laura. Tylko że dziewczyna podoba się też jej szefowi... Rozwój sytuacji nietrudno przewidzieć, film ogląda się bez bólu, ale i bez specjalnego zachwytu, a Caterina gra tu po prostu pracującą w tym samym sklepie kuzynkę Laury, która to od czasu do czasu sobie 'podśpiewuje' :D
Perdono to nakręcony w tym samym roku sequel Nessuno mi puo giudicare. Federico i Laura zostali już oficjalną parą i wkraczają w nową fazę swego związku. Tymczasem Caterina rozpoczyna (a jakże:D) profesjonalną karierę piosenkarską. I Francesco jest coraz bardziej nią zafascynowany... W sumie to moje jedyne dotąd musicarello, w którym to gwiazda muzyczna gra 'tą trzecią'. I Caterina niezupełnie mnie w tej roli przekonuje... Śpiewa zdecydowanie lepiej.
Na Netflixie można znaleźć także jeden film z Little Tonym (zwanym 'włoskim Elvisem Presleyem') i jeden z Gigliolą Cinquetti (najmłodszą w historii zwyciężczynią konkursu Eurowizji - wygrała go jako 16-latka), ale szczerze mówiąc nie chce mi się pisać specjalnie ani o Zum Zum Zum ani o Dio come ti amo. Rozważam natomiast poświęcenie osobnej notki musicarellom z Al Bano i Rominą Power, ale nie wiem, kiedy to nastąpi :D
Liguria kojarzy się przede wszystkim z morzem. A w zasadzie z połączeniem morza z górami. Ale to nie znaczy, że nie warto zaglądać i do tych liguryjskich miejscowości, które nad morzem nie leżą. Znajdująca się rzut beretem od La Spezii Sarzana jest tego świetnym przykładem. To, położone w centrum tzw. Lunigiany, miasteczko ma nader ciekawą historię i niezwykły, przywodzący na myśl południowowłoskie mieściny, klimat.
'Spadkobierca' antycznego Luni i rodzinne miasto Napoleona
Lunigiana to historyczna, nieistniejąca obecnie kraina znajdująca się na pograniczu dzisiejszej Toskanii i Ligurii. Obszar ten zamieszkały był już od neolitu, a w czasach rzymskich jego stolicą stało się założone przez Rzymian Luni. Gdy na przełomie X i XI wieku (głównie za sprawą arabskich najazdów) Luni zostało zniszczone, większość uchodźców przeniosła się stamtąd właśnie do świeżo założonej Sarzany. Nowa osada dzięki swemu strategicznemu położeniu (na szlaku starożytnej Via Francigena!) szybko zyskiwała na znaczeniu. Dynamicznie rozwijał się handel, wkrótce stała się też siedzibą biskupstwa. W następnych stuleciach Sarzana była terenem walk między Florencją a Pizą, by w końcu przejść pod władzę Genui.
To z tamtych czasów pochodzą najważniejsze zabytki miasteczka: otoczone murami i rozciągające się pomiędzy Porta Parma i
Porta Romana, a wzdłuż ulic Bertoloni i Mazzini centro storico (pełne zabytkowych kamienic i kościołów - wszak wieloletnia siedziba biskupstwa) oraz dwa (!)
zamki-fortece, o których więcej za chwilę.
Miasteczko może pochwalić się także interesującymi 'gośćmi' kulturalnymi: to tu został zesłany po wygnaniu z Florencji (i tu zmarł) jeden z czołowych przedstawicieli dolce stil nuovo - Guido Cavalcanti. Tu także, w 1306 roku, na dzisiejszym Piazza Matteotti, Dante Alighieri otrzymał pełnomocnictwo do podpisania ważnego pokoju Castelnuovo. Wydarzenie to upamiętnia specjalna tablica (vide obok), a warto tu wspomnieć, że to jedyne (poza Rawenną, w której to zmarł i został pochowany) potwierdzone dokumentami miejsce pobytu Dantego w czasie jego długiego wygnania z Florencji.
A skąd ten Napoleon? Przecież wiadomo, że urodził się na Korsyce. Owszem, ale przed szesnastowieczną emigracją na francuską wyspę członkowie rodziny Buonaparte (zmiana nazwiska na łatwiejsze do wymówienia dla Francuzów Bonaparte nastąpiła później) przez pokolenia (od XIII wieku!) mieszkali właśnie w Sarzanie - pełniąc tu zresztą ważne funkcje, bo będąc jej burmistrzami, ambasadorami czy członkami miejskiej rady starszych.
Fortezze Firmafede i Sarzanello
Obecność specjalnie wybudowanych twierdz obronnych to zawsze dowód na strategiczne znaczenie miasta. Niewielka dziś Sarzana ma je aż dwie!
Starsza jest znajdująca się bliżej centrum fortezza Firmafede. Została wybudowana - wraz z murami miejskimi - w XIII wieku przez 'stronę pizańską' i zniszczona pod koniec XV wieku przez Florentyńczyków pod wodzą Lorenzo di Medici (czyli po naszemu Wawrzyńca Wspaniałego). Słynny władca postanowił jednak odbudować cytadelę, wykorzystując projekty najlepszych ówczesnych architektów. Obecnie Firmafede jest siedzibą lokalnego muzeum oraz miejscem licznych wystaw i wydarzeń kulturalnych (bardzo polecam odwiedzenie, jest naprawdę imponująca!)
Znajdująca się na pobliskim wzgórzu twierdza Sarzanello pochodzi natomiast z przełomu XV i XVI wieku i uważana jest za jeden z najważniejszych zabytków architektury militarnej na świecie! Jest to np. pierwsza twierdza przystosowana do obrony
przed artylerią. Jej bazą stała się dawna obronna rezydencja biskupia (jak już wspomniałam Sarzana była siedzibą biskupstwa, a jednocześnie terenem, o zwierzchność nad którym przez wieki walczyła Pisa z Florencją). W trakcie długoletniej rozbudowy (zaczęli ją Florentczycy ale skończyli już Genueńczycy) Sarzanello nadano unikalny trójkątny kształt zwieńczony okrągłymi wieżami. Fortezza jest jak najbardziej otwarta dla zwiedzających.
Miasto kultury i rękodzieła
Dzisiejsza Sarzana to jednak przede wszystkim miejsce łączące codzienny leniwy spokój małego miasteczka (takiego z lentezzą w poludniowym stylu) z masą wydarzeń artystyczno-kulturalnych, podczas których miejscowość tętni życiem do późnych godzin nocnych. To do takiej Sarzany trafiłam jadąc tam po raz pierwszy i taka mnie zachwyciła.
Najważniejsze cykliczne lokalne wydarzenia to:
Festival della Mente (początek września) - pierwsza w Europie impreza poświęcona kreatywności we wszelkich jej przejawach. Spotykają się tu wtedy pisarze, publicyści, muzycy, architekci, ludzie kina i teatru oraz inni artyści, by starać się analizować i stymulować rozwój nowych idei.
Soffitta nella Strada (sierpień) - tradycyjne
antykwaryczne mercato. Całe centro storico zamienia się wtedy w
wielki bazar all'aperto z przeróżnymi fascynującymi cudeńkami do nabycia.
Libri per la Strada (maj/czerwiec) - tygodniowy festiwal książki.
Napoleon Festival (koniec września) - celebracja sarzańskiej historii rodziny Buonaparte: okazja do spróbowania francuskich i korsykańskich dań z epoki, mercato ze sztuką i bibelotami związanymi z Napoleonem, rekonstrukcja bitwy napoleńskiej.
Jak dojechać do Sarzany?
Pociągiem: Sarzana
znajduje się na trasie kolejowej Pisa-La Spezia (z Pisy jedzie sie
niecałą godzine, to przystanek przed Spezią. Oznacza to, że do Sarzany
łatwo też dostać się z np z Genui czy z Florencji)
Busem ze Spezii: autobus miejski ATC, linia S (niecała godzina)
Niedługo kolejna wycieczka do Italii pora zatem zamknąć temat poprzedniego wyjazdu, a znów zaniedbałam kluczowy temat, jakim jest lokalna kuchnia. Jak każdy włoski region także bowiem Liguria ma oczywiście swoje regionalne specjalności.
Trofie (vel testaroli) al pesto
Jak widać w kwestii samego rodzaju pasty można tu dyskutować, w kwestii sosu już nie bardzo. W regionie którego najsłynniejszym produktem regionalnym jest pesto genovese 'najsłuszniejsza' pasta ma być oczywiście z owym pesto:D Warto tu natomiast dodać, że nazwa trofi pochodzi od strofissia, co w dialetto genovese oznacza 'pocieranie' i faktycznie wygląd wyglad trofi kojarzy się ze zwijaniem. Jak natomiast wyglądają owe chyba dość tajemnicze (nie spotkałam się z nimi wcześniej przy żadnej innej okazji) testaroli można zobaczyć poniżej. Bardziej przypomina to pokrojoną na kawałki tortillę czy też naszego naleśnika niż makaron sensu stricte, może dlatego, że historycznie testaroli są dużo starsze od innych past (odżywiali się nimi mieszkańcy Lunigiany - nieistniejącej już obecnie górskiej krainy na pograniczu obecnej Ligurii i Toskanii) i faktycznie są one smażone (kiedyś w specjalnym naczyniu, tzw. testo, dziś zwykle na patelni), a nie gotowane w wodzie.
Mesciua
Prowincja La Spezia ma także swoją tradycyjną zupę (ogólnie zup widziałam w Ligurii dużo więcej niż na południu). Receptura mesciuy oparta jest na roślinach strączkowych (czyli po włosku legumi, przede wszystkim fasoli i ciecierzycy) oraz zbożach (pszenica i orkisz) zatem jest ona naprawdę bardzo treściwa.
W Genui bardziej popularna jest natomiast minestrone alla genoviese ze... zgadnijcie czym? Oczywiście z pesto genoviese :D
Cozze alla marinara
Internetowe źródła podają jako najbardziej typowe liguryjskie secondo coniglio alla ligure, czyli smażonego/duszonego z ziołami i oliwkami królika po liguryjsku ale szczerze mówiąc ja się z nim podczas mego pobytu nie spotkałam (ani też z warzywno-rybnym cappon magro), za to z masą przeróżnych pesce jak najbardziej przy czym - do czego się wciąż nie potrafię przyzwyczaić - dla Włochów w dział pesce wchodzą też frutti di mare. Jednym z największych lokalnych powodów do dumy w okolicach Golfo di Spezia (jako hodowane tam na szeroką skalę) są cozze, czyli mule vel omułki. Podaje się jenajczęściej allamarinara- czyli po prostu ugotowane, z dodatkiem cytryny do wyciśnięcia sobie na świeżo otwartego mula. Trochę bardziej wyrafinowanym sposobem jest natomiast nafaszerowanie muszli ryżem (cozze ripiene). Uwielbiam obie wersje.
Acciuge ripiene
Okołospeziańską morską specjalnością są także sardele (affitacamere, w której to pracowałam, nazywa się nawet właśnie La casa delle acciughe;)). Przyrządzane są one na przeróżne sposoby: od prostego zasolenia, przez marynowanie w oliwie po smażenie (fritte) czy też właśnie faszerowanie (ripiene). Drugą megapopularną rybą w regionie jest baccala czyli solony dorsz (niesolony to stoccafisso).
Focaccia & farinata
Pora na liguryjskie cibo della strada i tu prym wiodą dwie, kupowane zwykle na wagę, potrawy 'plackowe' (i nie chodzi o pizzę:D).
Pierwszą jest focaccia, rzecz
niby już mi znana z Apulii a jednak zupełnie inna niż focaccia barese.
Liguryjskie focaccie mają bowiem różne warianty jeśli chodzi o dodatki,
ale na pewno nie są nimi pomidory:D Najbardziej kultowa focaccia to ta
z Recco (vide zdjęcie po lewo, to z widokiem) i wersja al
formaggio (czyli z serem, a konkretnie ze stracchino). Jest absolutnie przepyszna! (choć wersji speziańskiej - lekko posypanej pieprzem - też nic nie mogę zarzucić:D)
Jeśli zaś nie chcemy akurat focacci to może być też zawsze farinata (która to różni się zasadniczo tym, że jest z mąki z ciecierzycy).
Osobiście
mogę dołożyć jeszcze trzecią 'plackową' potrawę. Mniej może specyficzną
czysto dla Ligurii, bo spotykana jest też w kilku innych okolicznych
regionach, ale dla mnie to odkrycie właśnie z pobytu w Ligurii.Castagnaccio
pieczone jest z mąki kasztanowej (stąd jego ciemny kolor) i w zasadzie
ma status już bardziej deseru (nie jest jednak - czego się na początku
obawiałam - słodkie!)
Często spotykane w liguryjskich pasticceriach są także różnorodne warianty torte salate (czyli słonych tart) z warzywami.
Jeśli chodzi natomiast o wina to podstawową liguryjską specjalnością jest białe vermentino. Niestety jest ono zwykle dość drogie, stąd nawet moja gospodyni polecała mi raczej dużo tańsze, a równie dobre vermentina sardyńskie.
Środek wakacji może wydawać się nie najlepszym momentem na tak nostalgiczny utwór ale tę piosenkę odkryłam i towarzyszyła mi właśnie o tej porze roku, w trakcie ubiegłorocznego stażowego włoskiego wyjazdu (tak, nawet tam miewa się momenty nastroju pt. 'minęło i nie wróci' - a dodając do pakietu
dobre włoskie wino, to już w ogóle można się poużalać nad sobą na całego) i to wtedy postanowiłam ją przetłumaczyć. W niebanalnym czarno-białym teledysku męskim głosem 'śpiewa' tu aktorka Ambra Angiolini.
Chciałem z tobą pogadać,
chociaż nawet nie wiem o czym. O tych drzwiach zrobionych z koszulek,
czy o tym, że Sergio sie nie żeni.
Chciałem sobie z tobą pograć, w to, kto pluje najdalej,
wybić jakieś szyby w fabrykach,
zostać przez kogoś skarconym.
Ech, co za nuda być dorosłym Chodzić na urodzinowe przyjęcia, rozmawiać o pieniądzach i o dzieciach innych
Ech, już późno i muszę iść. A ja tęsknię za czekaniem na lato, Kupowaniem kolorowych cukierków, I za naszymi wypadami we dwóch na rowerach,
brakuje mi mnie, brakuje mi ciebie.
I tęsknię za ładną piosenką,
płaceniem naklejkami,
tęsknię za długopisem między zębami.
Brakuje mi mnie, brakuje mi ciebie.
Czy tobie brakuje mnie i brakuje ci siebie?
Chciałem z tobą pogadać,
Czy pamiętasz swoją pierwszą piłkę,
która wylądowała pod samochodami,
ale potrafiła latać z wiatrem. Czy wiesz, jak bardzo chciałbym zagrać,
nawet popłakać i wysmarkać nos, a potem zanurzyć się w najwyższe trawy
i wrócić do domu całym wytytłanym.
Ech, ale staliśmy się już dorośli, I musimy udzielać odpowiedzi,
podpisywać dokumenty, a nie rzucać kamieniami.
Ech, wciąż zależy mi na tobie. A ja tęsknię za czekaniem na lato, Kupowaniem kolorowych cukierków, I za naszymi wypadami we dwóch na rowerach, brakuje mi mnie, brakuje mi ciebie.
I tęsknię za ładną piosenką,
płaceniem naklejkami,
tęsknię za długopisem między zębami. Brakuje mi mnie, brakuje mi ciebie.
Czy tobie brakuje mnie i brakuje ci siebie?
Chciałem z tobą pogadać, Chociaż nawet nie wiem o czym.
A ja tęsknię za czekaniem na lato,
kupowaniem kolorowych cukierków, i za naszymi wypadami we dwóch na rowerach,
brakuje mi mnie, brakuje mi ciebie.
I tęsknię za ładną piosenką, zwinięciem pięciuset lirów mojej matce,
tęsknię za długopisem między zębami. Brakuje mi mnie, brakuje mi ciebie.