Z czym kojarzy się powszechnie Turyn? Oczywiście z przemysłem - zwłaszcza motoryzacyjnym, wszak to ojczyzna Fiata. Ze znajdującym się w tutejszej katedrze słynnym Całunem Turyńskim. No i jeszcze z drużyną Juventusu. Czy zatem italomaniak, którego nie interesuje ani motoryzacja ani sport, ani też nie jest specjalnie religijny ma tu czego szukać? Większość zapewne sądzi, że nie bardzo. I wybiera inne miasta. Mediolan, Weronę, Wenecję itp.... by pozostać tylko przy północy Włoch. I wiecie co? To błąd. Olbrzymi. Sama się o tym przekonałam dopiero niedawno, ponieważ trafiłam do Turynu bez specjalnego przekonania, a wyjechałam absolutnie zakochana - z głębokim poczuciem, że 3 dni, które tu spędziłam to zdecydowanie za krótko i muszę tu jeszcze koniecznie wrócić. A nie byłam ani w muzeum motoryzacji, ani w muzeum Juventusu, a do Duomo z całunem weszłam tylko dlatego, że było po drodze:D
Co mnie zatem zauroczyło w Turynie? Przede wszystkim niezwykły klimat, atmosfera tego miasta - z jednej strony bardzo eleganckiego, zdecydowanie królewskiego (wszak to wielowiekowa siedziba dynastii sabaudzkiej, której to w dużej mierze zawdzięczamy powstanie Włoch jako zjednoczonego państwa), ale w takim nie przytłaczającym stylu. Gdybym miała użyć swojskiej polskiej metafory - Turyn to raczej Łazienki niż Wilanów ;) Eleganckie zabytkowe budynki sąsiadują zatem z zacisznymi parkami i przynajmniej w centro storico w ogóle nie odczuwa się specjalnie takiego 'pędu' wielkiego miasta jak powiedzmy choćby w Mediolanie.
Nie chcę tu jednak opisywać wszystkich atrakcji Turynu, bo i z częścią jeszcze nie zdążyłam się wcale zapoznać (np. przeprowadzić porządnej degustacji słynnej tutejszej czekolady:D Szczęśliwie byłam przynajmniej w muzeum Lavazzy, które to bardzo gorąco też polecam!). Jako namiętna kinomaniaczka, która poznaje Włochy także poprzez kinematografię tego kraju, chciałam skupić się na turyńskim Museo Nazionale del Cinema, czyli Narodowym Muzeum Kina.
Historia turyńskiego Muzeum Kina
Skąd 'narodowe muzeum kina' właśnie w Turynie? Ano stąd, że - co nie jest specjalnie znanym faktem - podobnie jak to Turyn był pierwszą stolicą zjednoczonych Włoch (tylko przez kilka lat, ale zawsze!), to także Turyn był pierwszą stolicą włoskiego przemysłu filmowego (słynna rzymska Cinecitta to dopiero lata 30., czasy rządów Mussoliniego). To w dużej mierze tutaj rodziły się pierwsze, jeszcze wówczas nieme, włoskie produkcje filmowe. Dlatego też otwarte w 1958 roku muzeum w Turynie dokumentuje rozwój kina włoskiego od samego początku, od pierwszych ruchomych obrazów aż do dziś. Te najstarsze (w wielu przypadkach naprawdę unikalne) zbiory zawdzięczamy w głównej mierze Marii Adrianie Prolo, która zaczęła je gromadzić już od 1941 roku. Po śmierci tej niezwykłej kobiety zadanie opiekowania się zbiorami przejęła utworzona fundacja nazwana jej imieniem. Przez lata muzeum mieściło się w różnych miejscach, by w końcu w 2000 roku trafić do równie niezwykłego budynku - Mole Antonelliana to bowiem architektoniczny symbol miasta i najwyższy ceglany budynek w Europie (notabene budowany jako synagoga, ale w praktyce nigdy się nią nie stał:D).
Kino ruchomych obrazów
Zwiedzanie muzeum rozpoczyna się zatem od obszernej części poświęconej rozwojowi 'ruchomych obrazków': od teatru cieni i laterna magica (ta część zresztą bardzo kojarzyła mi się z cudownym Museo del Precinema w Padwie)
po pierwsze kamery i projektory filmowe.
Jedną z największych atrakcji w części poświęconej kinu niememu jest rekonstrukcja słynnego wjazdu pociągu z filmu braci Lumiere. Zasiadamy bowiem na ławeczce przed ekranem, na którym odtworzona zostaje właśnie owa scena, ale na koniec ekran zostaje podniesiony i wyjeżdża na nas prawdziwa lokomotywa!