Piątek trzynastego i jeszcze przy szalejącym koronawirusie, więc przymusowe siedzenie w domu. Gotowy przepis na depresję? Niekoniecznie i jednym z ratunków może być posłuchanie i obejrzenie pań, o których już tu kiedyś pisałam. Ostatnimi czasy Ladyvette zabrały się bowiem za produkcję kolejnych mashupów. Nie rezygnując przy tym z charakterystycznego dla nich poczucia humoru. Poza dawką jakże potrzebnego teraz śmiechu można także zaznajomić się z historią włoskiej piosenki (ale też posłuchać jak brzmią np. disneyowe szlagiery we włoskiej wersji :D)
Od czego by tu zatem zacząć? Hmmm.. może optymistycznie od zestawu wakacyjnych przebojów:
I na drugą nóżkę przeboje z lat 90.
Rozgrzani? To na lekkie ochłodzenie hity bożonarodzeniowe:
I poprawmy Disneyem:
Za komercyjnie? To trochę chilloutu przy zestawie indie music:
I wracamy do szaleństwa (nb gry video to też pomysł na siedzenie w domu:D)
A na koniec hiciory z grubej rury, czyli z Sanremo:
I jak widać, taką zabawę można sobie zrobić nie wychodząc z domu ;)
Ps. A jak się wam podoba powracający motyw Diego? :D
Diodato odkryłam dwa lata temu przy okazji festiwalu w Sanremo. Trochę później przetłumaczyłam jego ówczesną festiwalową propozycję 'Adesso'. A później, no cóż...trochę o nim zapomniałam. Aż kilka dni temu, całkiem przypadkiem trafiłam na YT na jego nową piosenkę. Zachwyciłam się od pierwszego przesłuchania, no i poszło. Odsłuchałam starsze utwory, doczytałam, że wychował się w Taranto (znaczy 'swój', Apulijczyk <3) i że "Che vita meravigliosa" (część ścieżki dźwiękowej do nowego filmu Ozpetka zresztą) zapowiada nowy album Diodato, który to pojawi się na Walentynki. Zatem czekam, czekam niecierpliwie, tymczasem oto tłumaczenie 'Cudownego życia' (tłumaczenie któregoż uświadomiło mi, że to także bardzo moje podejście do życia).
Sai
questa vita mi confonde
coi suoi baci e le sue onde
sbatte forte su di me
vita che ogni giorno mi divori
mi seduci mi abbandoni
nelle stanze di un hotel
Tra le cose non fatte per poi non doversi pentire
le promesse lasciate sfuggire soltanto a metà
mentre pensi che questo non vivere sia già morire
chiudi gli occhi lasciando un sospiro alla notte che va
Ah che vita meravigliosa
questa vita dolorosa, seducente, miracolosa
vita che mi spingi in mezzo al mare
mi fai piangere e ballare come un pazzo insieme a te
Sì avrei potuto andare al trove
non dar fuoco a ogni emozione
affezionarmi ad un cliché
ma sei la vita che ora ho scelto
e di questo non mi pento
anche quando si alza il vento
E mi perdo nel vortice di ogni tua folle passione
tra i profumi dei fiori che posi qui dento di me
mi fai bere i tuoi baci affinchè io poi possa arrivare
dentro l'ultima notte d'estate ubriaco ad urlare
Ah che vita meravigliosa
questa vita dolorosa, seducente, miracolosa
vita che mi spingi in mezzo al mare
mi fai piangere e ballare come un pazzo insieme a te
Ah che vita meravigliosa
questa vita dolorosa, seducente, miracolosa
vita che mi spingi in mezzo al mare
mi fai piangere e ballare come un pazzo insieme a te
Wiesz, to życie miesza mi w głowie Ze swymi falami i pocałunkami Daje mi solidnie popalić. Życie, które codziennie mnie pochłania, Uwodzi mnie i porzuca W hotelowych pokojach.
Pomiędzy rzeczami nie zrobionymi, by nie trzeba było ich żałować, Porzuconymi w połowie obietnicami Myśląc, że kto nie żyje, już jest martwy Zamykasz oczy zostawiając swe westchnienia nadchodzącej nocy
Ach, co za wspaniałe życie
To bolesne, uwodzicielskie, cudowne życie
Życie, które popycha mnie w środek morza
Sprawia, że płaczę i tańczę,
Jak wariat, razem z tobą.
Tak, mogłem pójść w inną stronę
Nie zapalać się tak do wszystkiego,
Nie przywiązywać się tak do banałów,
Ale jesteś życiem, jakie wybrałem
I nie żałuję tego,
Nawet, gdy jest bardzo pod wiatr.
I zatracam się w wirze każdej z twych szalonych pasji,
W zapachu kwiatów, które tu we mnie rozścielasz
Sprawiasz, że spijam twe pocałunki dopóki nie skończę
W środku ostatniej nocy lata pijany i krzyczący
Ach, co za wspaniałe życie
To bolesne, uwodzicielskie, cudowne życie
Życie, które popycha mnie w środek morza
Sprawia, że płaczę i tańczę,
Jak wariat, razem z tobą
Ach, co za wspaniałe życie
To bolesne, uwodzicielskie, cudowne życie
Życie, które popycha mnie w środek morza
Sprawia, że płaczę i tańczę,
Jak wariat, razem z tobą.
I nie chciałbym, by się to kiedyś skończyło,
Nie, nie chciałbym, by się to kiedyś skończyło
Ach, co za wspaniałe życie
Ach, co za wspaniałe życie
Ach, co za wspaniałe życie
Ach, co za wspaniałe życie
Ach, co za wspaniałe życie
To bolesne, uwodzicielskie, cudowne życie
Życie, które popycha mnie w środek morza
Sprawia, że płaczę i tańczę,
Jak wariat, razem z tobą
Ps. Tymczasem kolejna piosenka Diodato z nowego albumu, 'Fai rumore', bierze właśnie udział w tegorocznym Sanremo. Po pierwszym usłyszeniu w trakcie festiwalu stwierdziłam, że 'fajna, ale nie dorównuje 'Che vita meravigliosa'. Starczył jednak jeden dzień, żeby weszła mi do głowy prawie tak samo:D Nie wykluczam zatem popełnienia kolejnego tłumaczenia:P
Okołoświątecznie zaległa notka o temacie bardzo choinkowym... czyli słodkościach ;D
Muzeum cukierków w Andrii
Wyruszyć na Castel del Monte, dotrzeć do fabryki-muzeum słodkości w Andrii - to mogę tylko ja:D Ale wcale nie żałuję. Il Museo del Confetto to naprawdę coś unikatowego, a stosunkowo mało znanego, czyli idealne miejsce dla mnie. Jak się już dotrze do Andrii to trudno je przegapić, bo znajduje się tuż obok malutkiego centro storico. Zaraz po wejściu czuje się atmosferę ponad stuletniej historii... te półki, ta kasa....no i ten zapach słodkości z klasą.
Ile kosztuje i trwa zwiedzanie Museo del Confetto
Zwiedzanie (z degustacją wybranych produktów firmy!) kosztuje 5 euro. Oczywiście wybrałam oprowadzanie po włosku, ale możliwe jest też po angielsku.
Salki są tylko trzy (każda tyczy innego aspektu produkcji), zwiedzanie zatem nie trwa jakoś strasznie długo, za to jest rzeczowe i bardzo smakowite.
Część sprzętów używanych kiedyś do produkcji wygląda oczywiście jak narzędzia tortur :D
Czego się dowiesz w trakcie zwiedzania muzeum
Poza ogólną historią firmy (obecnie prowadzi ją już czwarte pokolenie rodziny Muccich-Giovannich), poznaniem oferty produktów i technik ich wytwarzania można dowiedzieć się też m.in:
- jaka jest różnica między confetto a dragette (czyli cukierkiem a drażetką),
- dlaczego jeden z produktów firmy okazał się tak niebezpieczny, że w pewnym momencie zakazano jego dalszej produkcji,
- od kogo i z jakim podtekstem lokalne przyszłe panny młode dostawały taki zestaw słodyczy,
- jaki jest związek pomiędzy Fryderykiem II (on jest wszechobecny w Apulii:D) a słodyczami Mucci-Giovanni (lavanda liquore smakują bajecznie!)
Wszystkie oglądane słodycze można też kupić
A na koniec, jako że muzeum jest połączone ze sklepem firmowym, można sobie zakupić tyle co prezentowane słodkości do dalszej degustacji w domu - czy też na fajny oryginalny włoski prezent z podróży. Dostaniemy je w eleganckich gotowych pakietach, ale wszystko można kupić też na wagę.
Swoją drogą to bardzo unikatowa koncepcja, żeby zrobić muzeum firmy, która wciąż działa. Cieszę się, że przez przypadek wylądowałam właśnie w tym miejscu (ponoć nie ma przypadków;)) i chętnie tam jeszcze kiedyś wrócę.
Zaproszenie od właścicieli firmy
A jeśli moje zachęty to mało posłuchajcie jeszcze jak odwiedzenia swojej rodzinnej firmy zapraszają siostry Mucci:
Zanim sprawozdania z kolejnych włoskich wojaży (było króciutko ale dość intensywnie) dawno planowana inauguracja nowego cyklu na blogu. Językowy obraz świata to pojęcie, które robi ostatnio furorę w lingwistyce i wcale mnie to nie dziwi, bo to fascynujący temat i wcale nie tylko dla akademickich badaczy. Wystarczy się interesować światem wokół i trochę znać języki, żeby dostrzec że język faktycznie zarówno jest odbiciem rzeczywistości wokół, jak i na ten obraz świata wpływa.
Chciałabym zatem w tym cyklu trochę to poanalizować na przykładach, głównie włoskich oczywiście.
Zacznę zatem od początku, czyli słowa, które jako pierwsze skłoniło mnie do takiej refleksji :D
To słowo to cavatappi, czyli korkociąg.
Dlaczego korkociąg?
To niezwykle istotna rzecz w trakcie pobytu w Italii, a niestety - w odróżnieniu od makinetki (kawiarki) - nie stanowi niezbędnego wyposażenia każdego włoskiego mieszkania (z powodu to czego często we Włoszech cierpiałam, bo mało jest podobnie frustrujących rzeczy, jak kupienie butelki fajnego wina i niemożność jej otworzenia).
Nauczywszy się, jak brzmi to nader pożyteczne słowo po włosku zaczęłam je rozkładać na czynniki pierwsze i porównywać z innymi językami.
Cavatappi, czyli robienie dziury
Wg słownika Treccani cavatappi to: [comp. di cava(re) e tappo]. - [strumento metallico,
costituito da una spirale a vite, con cui si cavano da bottiglie o
fiaschi i tappi di sughero] ≈ cavaturaccioli, ⇑ apribottiglie.
cavare v. tr. [lat. cavare «rendere cavo, incavare scavando»
Zatem tłumacząc dosłownie na polski byłoby to 'robienie dziury (cavare, od cavo=dziura) w korku (tappo).
A jak jest w innych europejskich językach?
Zarówno po angielsku, jak po francusku czy niemiecku słowo korkociąg skonstruowane jest podobnie: chodzi tu o coś, za pomocą czego można ciągnąć/wyciągać korek. Nacisk zatem idzie na proces. Czesko-słowacko vyvyrtka też idzie w tym kierunku. Tymczasem włoska nazwa zwraca uwagę na zupełnie inny element: (z)robienie dziury w korku. Czyli bardziej na efekt, niż na proces sam w sobie. Co zresztą świetnie pasuje do np włoskiego sposobu studiowania, który to opisywałam na tym blogu (brak konieczności chodzenia na zajęcia, można je zmienić do ostatniego momentu, ważne żeby zdać końcowy egzamin - czyli też bardziej nacisk na ostateczny efekt, niż proces). I to jest właśnie ów językowy obraz świata - to samo słowo w różnych językach skonstruowane być może z uwzględnieniem charakterystycznego dla danej nacji sposobu postrzegania rzeczywistości.
I czyż nie jest to fascynujące?
Dzisiaj dowód na to, że najprostszy tekst nie zawsze jest najprostszy do tłumaczenia. Po dwóch poważniejszych tekstach (Fabrizio i Diodato) postanowiłam wziąć się za prościutką piosenkę o nieszczęśliwej (tytuł mówi wręcz o przeklętej) miłości. 'Przestałaś mnie kochać, ale ja ciebie nie. Cierpię i chcę być znów z tobą' itp itd. Banał, czyż nie? Będzie znaczy prosto językowo. Czyli łatwiej do przekładu. A guzik. Okazało się, że przy takim tekście trzeba się dużo bardziej namęczyć, żeby efekt końcowy nie brzmiał totalnie durnie:P Czy mi wyszło? Oceńcie sami.
Piosenka pochodzi z filmu 'L'amore fa male' (czyli 'miłość szkodzi'). Takiego obyczajowego średniaka. Za to utwór cały czas na mojej smartfonowej playliście :)
Mija dzień po dniu, godzina za godziną a ma dusza wciąż pogrążona w melancholii. Odeszłaś i nie wiem, o co chodzi z tą przeklęta miłością z tysiącem pytań 'dlaczego', a czas, wiesz? Wiesz, że leci.
Ale jakąż jesteś udręką, mój skarbie z przyjemnością, jaką mi przynosisz, radością, cierpieniem i tyloma kłopotami...
Ale będziemy się znów kochać, aż nas zaboli i śpiewać o miłości, dokąd będzie nas słychać i damy tej miłości czas na marzenia. Ja bez ciebie? Nie, nie mógłbym dłużej żyć, śmiać się...
Mija dzień po dniu, godzina za godziną, życie na karuzeli, a serce zawsze gna. Nie żyw urazy i wróć do mnie, przeklęta miłość mieniąca się kolorami, a czas, wiesz? Wiesz, że leci.
Ale jakąż jesteś udręką, mój skarbie z poczuciem straty, jakie mi przynosisz, łzami, krwią i tyloma kłopotami...
Ale będziemy się znów kochać, aż nas zaboli i śpiewać o miłości, dokąd będzie nas słychać i damy tej miłości czas na marzenia. Ja bez ciebie? Nie, nie mógłbym dłużej żyć, śmiać się...
Dokument Herzoga rozpoczyna się na zamku w Gesualdo, włoskim miasteczku położonym ok. 70 km od Neapolu (w głąb lądu). To w tej rodowej siedzibie Carlo Gesualdo da Venosa (to miasteczko z kolei, słynne także jako miejsce urodzenia Horacego, znajduje się na pograniczu Bazylikaty z Apulią) spędził większość swego życia, tam też komponował swoje madrygały. Bo muzyka była pasją jego życia. Niestety nie dane mu było spokojnie się skupić na jej tworzeniu. Zadecydował jak zwykle przypadek (czy też fatum). Jego starszy brat Lugi zginął na polowaniu. Po jego śmieci to na Carla spadła rola dziedzica rodu i obowiązek zadbania o jego przedłużenie. Trzeba było zacząć bywać na przyjęciach w Neapolu, no i stosownie się ożenić. Gesualdo nie był zachwycony tymi zmianami w swoim życiu. Zaaranżowano mu małżeństwo z Marią d’Avalos (dla której, mimo jej młodego wieku, miał być już trzecim mężem). Para nie okazała się zbyt dobrana charakterologicznie: on poświęcał żonie i dworowi minimum czasu, najchętniej siedział sam i komponował, ona - pełna temperamentu - rozpoczęła wkrótce romans z Fabrizio Carafą (notabene bratem swego pierwszego męża:P). Tragedia wisiała na włosku i w końcu pewnej nocy w Palazzo San Severo w Neapolu Gesualdo zamordował Marie i Fabrizio. Sąd go uniewinnił (wszak obrona honoru), udało się też uniknąć zemsty rodziny żony, ale Gesualdo zyskał etykietkę szalonego mordercy, która do dziś przesłania jego dokonania muzyczne. Jak można zobaczyć w dokumencie wciąż krążą legendy o tym, iż zamek jest 'opętany' (przez co prawie nikt nie chce tam pracować), krążącym po nim duchu Marii (tę rolę odgrywa w filmie słynna włoska pieśniarka Milva), a w lokalnym szpitalu psychiatrycznym twierdzą, iż mają przypadki pacjentów przekonanych iż są Gesualdo.
Madrygały - wyprzedzająca epokę muzyka Gesualdo
Tymczasem muzyka Gesualdo - której wiele możemy usłyszeć w dokumencie - zdecydowanie wyprzedzała epokę, w której powstała. Wprawdzie madrygały (pisane zwykle właśnie na pięć głosów) były formą charakterystyczną dla renesansu, ale te komponowane przez Carla rozsadzały klasyczną ich formułę. Potomek rodu d'Avalos, do którego także dotarł Herzog, na sugestię, iż Carlo brzmi jak dwudziestowieczny kompozytor odpowiada wprawdzie skromnie, że aż tak to nie, ale dziewiętnastowieczny owszem. To chyba niemało jak na szesnastowiecznego wszak twórcę (Gesualdo zmarł w 1613 roku), czyż nie? Klasę utworów księcia Venosy potwierdzają w filmie Herzoga również włoscy i angielscy muzykolodzy. I jak fakty z życia Gesualdo i stojące za nimi motywy można wciąż różnorodnie interpretować i trudno dotrzeć do 'jedynie słusznej' wersji w tej kwestii, tak prawdę niewątpliwie można znaleźć w jego pełnej skrajnych emocji muzyce. Być może ona najlepiej opisuje skomplikowane wnętrze niebanalnego księcia.
Dla italofanów dodatkową - poza włoskim bohaterem i realiami (wszystkimi
ważnymi w życiu Gesualdo południowowłoskimi miejscami) - gratką może
być również fakt, iż w filmie zdecydowanie częściej słychać włoski niż
angielski ;)
Mnie dzięki dokumentowi Herzoga postać Carlo Gesualdo zafrapowała na tyle, że nawet zaczęła mi się marzyć taka włoska wyprawa jego śladami: od Venosy, przez Gesualdo (gdzie w miejscowej kaplicy klasztoru kapucynów znajduje się jego jedyny portret) aż po Neapol.
Jadę na zwiedzanie bardzo zachwalanego przez lektorkę od włoskiego Taranto. W trakcie kilkugodzinnej podróży pociągiem zapoznaję się z zabranymi 'na drogę' materiałami promocyjnymi tyczącymi ciekawych miejsc w Apulii. Staram się robić wcześniej research w necie, ale nieraz już dodatkowo coś ciekawego wpadło mi w oko właśnie przy przeglądaniu tych książeczek. Zerkam więc do części o Magna Grecia i nagle bach! Czytam, że w pobliskiej Castellanecie urodził się Rudolf Valentino. I że jest tam muzeum mu poświęcone. Sprawdzam mapę w telefonie - mam to po drodze. Szybka decyzja, oczywiście wysiadam. Do Taranto mogę dojechać i na wieczór (cudów się nie spodziewam, a mam cały weekend), a jako kinoman nie mogę przecież przepuścić takiej okazji. Nawet jeśli nie jestem specjalną fanką akurat Valentino.
Już na stacji orientuję się, że tak łatwo nie będzie. Dość typowo po włosku jest ona w szczerym polu, a miasteczko właściwe znajduje się jakieś 2-3 km od niej:P A ja jeszcze przeziębiona. Ale nic to, twardym trzeba być, więc dzielnie maszeruję pod górkę (takoż typowo po włosku:P) W międzyczasie zaliczając też deszcz (na szczęście po włosku krótki i w miarę ciepły)
Museo Rodolfo Valentino
Muzeum jest trochę ukryte w labiryncie uliczek starówki miasta, ale w końcu je namierzam. Jak mi potem tłumaczą w środku, znajduje się ono w średniowiecznym budynku... dawnego opactwa. Cóż za anturaż dla pamiątek po pierwszym wielkim amancie kina :D
W środku spokój, jestem wygląda jedynym gościem, dlatego mogę liczyć na szczególne zainteresowanie obsługi. Kupuję bilet za jedyne 3 euro i pani z obsługi - tłumacząc mi, że najpierw obejrzę film o życiu aktora, a potem będę mogła sobie pozwiedzać ekspozycję - pyta (rozmowa toczy się po włosku), czy chcę wersję angielską czy włoską dokumentu. Hmmm... będąc we Włoszech staram się rozmawiać z localsami moim kulawym włoskim, ale film? Pytam ile trwają obie wersje. Nie są długie (ok. 20') i włoska jest trochę dłuższa. No to ambitnie decyduję się na italiano. Nie jest źle, zresztą co nieco o gwieździe wiedziałam już i wcześniej, a to głównie takie podstawy o przebiegu życia i kariery. Zaskoczenia przyjdą dopiero później, wraz z oglądaniem ekspozycji, bowiem pani z obsługi postanawia mi potowarzyszyć i opowiedzieć wiele ciekawych szczegółów (których niekoniecznie doczytałabym się w wystawowych materiałach). Opowiada po włosku, zatem bycie ambitną to był dobry wybór, in English na pewno bym tyle się nie dowiedziała (jeśli w ogóle). I nie szkodzi, że nie rozumiem jej w 100% - jest tego wystarczająco dużo, żeby się naprawdę zaciekawić. I może kiedyś jeszcze gdzieś doczytać :)
Rudolf Valentino i... poezje
Nie miałam np. pojęcia, że Rudolf (znaczy właściwie to Rodolfo Alfonso Raffaello Piero Filiberto Guglielmi di Valentina d'Antoguolla, bo tak brzmiało pełne imię i nazwiskowłoskiej gwiazdy hollywoodu, prościej zwanej Rudim) pisał też poezje. Z tego, co udało mi się zrozumieć z muzealnych próbek (powyżej) całkiem niezłe. Dostępny jest ich tomik zatytułowany Sogni ad occhi apert (czyli po angielsku:Day Dreams).
Fotosy z ról Rudiego...
Dlaczego filmy Valentino były na włoskim 'indeksie dzieł zakazanych'?
Jest też kamera filmowa z tamtych czasów i nieliczne zachowane włoskie kopie filmów aktora. Jak mi wyjaśniono jest ich tak mało, ponieważ za czasów Mussoliniego filmy Valentino znajdowały się na 'indeksie dzieł zakazanych' i ich kopie były niszczone. Aktor odrzucił bowiem propozycję Duce, by zostać propagandową gwiazdą faszyzujących się wówczas Włoch.
Valentino aktorem 'metody'?
W części poświęconej filmowym wcieleniom Rudiego zaskoczyła mnie też
informacja, iż aktor kojarzący mi się bardzo z ówczesna manierą odbiegał
jednak od innych gwiazd tamtej epoki i stosował coś, co można by chyba
uznać za początki 'metody'. Mianowicie starając się maksymalnie wcielić
w daną postać dbał też o takie, mało popularne wówczas 'drobiazgi' jak
historyczna zgodność kostiumów (często kupował je zresztą z własnych
pieniędzy)
Pamiątki z apulijskiego dzieciństwa Rudiego
Wreszcie ta naprawdę unikatowa część wystawy - poświęcona dzieciństwu przyszłej gwiazdy w rodzinnej Castellanecie.
Jest zatem odtworzona sypialnia jego rodziców (ojciec pochodził z pobliskiej Martiny Franki, matka była Francuzką, której ojciec przybył tu budować lokalną linię kolejową). W tej sali, której klimat buduje wpadające delikatnie światło i muzyka z gramofonu, znajdują się także takie
cenne pamiątki z późniejszych lat jak np suknia ofiarowana przez Polę
Negri - najsłynniejszą partnerkę życiową Rudolfa. Choć dla jego kariery
ważniejsza była chyba jego druga żona, Rosjanka Natasza Rambowa. To w głównej mierze ona stworzyła wszak jego słynny wizerunek egzotycznego kochanka.
Są także zdjęcia bliskich i małego Rudiego. Wreszcie pamiątki szkolne i osobiste (zdjęcia poniżej). Zegarek, spinki, listy, wypis z ksiąg parafialnych i świadectwa szkolne (Rudolf był fatalnym uczniem i zdaje się iż perspektywa wydalenia ze szkoły była jednym z istotnych powodów opuszczenia Castellanety. To była ponoć propozycja nie do odrzucenia;) Jest też teoria, iż Rudolf zostawił w rodzinnej miejscowości nieślubne dziecko - niechęć do poślubienia jego matki miałaby także przyczynić się do wyjazdu)
Czy przedwcześnie zmarły aktor został podtruty?
Jest też sekcja poświęcona prasie z epoki. Duża część nagłówków prasowych tyczy rozważań co do okoliczności nagłej przedwczesnej śmierci gwiazdy (sprawy okołogastryczne, określane do dziś syndromem Valentino, które doprowadziły do zgonu 31-letniego wówczas aktorawywołały wtedy sporo różnych spekulacji, łącznie z koncepcją podtrucia Rudiego. Rodzina żądała np. dodatkowej sekcji zwłok).
Wracając zamyślona na stację mijam przy jednej z głównych arterii pomnik poświęcony aktorowi. oczywiście w anturażu z jednego z jego najsłynniejszych filmów, Syna szejka:
Nie wiem, czy zostanę fanką Valentino, ale mam naprawdę ochotę dowiedzieć się o nim jeszcze więcej. I obejrzeć coś więcej z jego filmów. Najlepiej tych mniej 'typowych' (coś z kostiumowych adaptacji literatury np?)