niedziela, 5 sierpnia 2018

Sorrento - z wizytą w modnym amalfitańskim kurorcie

Przebywając na włoskim Erasmusie miałam niewiele czasu, a przede wszystkim kiepski internet, dlatego podjęłam w pewnym momencie decyzję, że będę pisać tylko o Apulii. A byłam nie tylko w Apulii, ale w większości południowych regionów. Teraz zatem mogę nadrobić te zaległości. Na początek - jakże wakacyjnie - Sorrento ;)
 

'Torna a Surriento' - trzej tenorzy i Anna German 

 

Każdy chyba słyszał tę canzonę, w przeróżnych wykonaniach:


Poza trzema tenorami śpiewała ją np. nasza Anna German (także częściowo po polsku^^)
 
Wiele osób pewnie widziało także "Wesele w Sorrento", którego to sukces znacząco przyczynił się do turystycznego boomu (zwłaszcza ze strony Amerykanów) na to amalfitańskie miasteczko.


Sorrento to zatem, choć samo w sobie nieduże, bardzo modne miejsce turystyczne. Nie dziwię się, bo jest piękne (z czego nie wynika jeszcze, że te mniej modne włoskie miejsca są mniej piękne:P). Co ciekawe, było modnym kurortem już w czasach Cesarstwa Rzymskiego;). Ale założyli je jeszcze Grecy, w VI wieku p.n.e. - jako jedną ze swych kolonii. Niestety żadnych większych śladów po obu tych wielkich antycznych cywilizacjach w Sorrento nie ma...
 

Piazza Tasso - na cześć autora 'Gerusalemme Liberata'


Centralnym miejscem Sorrento (nazwa którego pochodzi od surrentum czyli syren) jest Piazza Tasso. To dlatego, że to właśnie w tym mieście urodził się Torquatto Tasso, autor słynnego poematu heroicznego (polska Wiki twierdzi, że eposu rycerskiego i że tak samo można zakwalifikować Orlando Furioso Ariosto, ale mnie we Włoszech uczyli trochę inaczej i nawet na egzaminie z literatury włoskiej mówiłam o różnicach pomiędzy poema heroico a poema cavalleresco:P) Gerusalemme Liberata (czyli Jerozolima Wyzwolona). Anyway plac ów wygląda tak:


 A zaraz obok eleganckie hotele z ogrodami i takie widoki:

 

Nigdzie nie jadłam lepszych pomarańczy zrywanych prosto z drzewa! (chociaż tak przede wszystkim Sorrento jest słynne ze swoich cytryn - i oczywiście sporządzanego z nich potem limoncello :D)

 
 

Potem można sobie pochodzić też po centrum, ale za wiele do zwiedzania to tam nie ma...
 

Najlepsze widoki na Marina Grande i port

 

Zatem najlepiej wdrapać się na górę, tuż obok słynnej autostrady wiodącej na Wybrzeże Amalfi i pooglądać sobie zatokę (Marina Grande) i port z góry.


..tak, to w tle to Wezuwiusz.  
 
 

.. a potem zejść do samego portu ;)

 
 


Ostatni rzut oka, już o zmierzchu:


 

 Fajne miejsce na krótką wycieczkę, ale całego urlopu to bym tam spędzić nie chciała :D

czwartek, 17 maja 2018

Cinecittà - włoska fabryka snów

"Il cinema è l' arma più forte"
(kino to najsilniejsza broń) 
Benito Mussolini 

 Kilka lat temu spędziłam w Rzymie ponad tydzień, ale do położonej daleko poza centrum miasta  (choć zaraz przy stacji metra) Cinecitty wtedy nie dotarłam. Trzeba było to w końcu nadrobić (tytuły cinefreaka i italofila zobowiązują). Zatem w majowy niedzielny poranek udaję się w końcu na zwiedzanie tej włoskiej świątyni kina, w której swe filmy kręcili Fellini, Visconti, Pasolini i wielu innych wielkich twórców). Decyduję się jednak zapłacić tylko za zwiedzanie ekspozycji głównej (bez plenerowych planów filmowych Rzymu  czy Gangów Nowego Jorku). Bilet na całość kosztuje drugie tyle, a mnie bardziej interesuje historia niż ostatnie (hollywoodzkie) lata.


Przez bramę wchodzę na dziedziniec pełny zieleni, antycznych postumentów i....niezwykłych filmowych gadżetów - głównie rekwizytów z filmów Felliniego,  dla którego to Cinecittà była miejscem wyjątkowo szczególnym. Idealne miejsce na niedzielny piknik na świeżym powietrzu.


Ale ja tu nie przyszłam leżeć na trawie. Dlatego od razu udaję się do słynnego studia nr 5.  Studia Mistrza właśnie. Zanim jednak dojdę do akcesoriów z filmów Felliniego poznaje genezę powstania studia.  I tu małe zaskoczenie dla mnie. Nie kojarzyłam, że Cinecittà powstała już przed wojną (dokładnie to w 1937  roku). I na zlecenie Mussoliniego, który to - podobnie jak Hitler - świetnie zdawał sobie sprawę, jakim wspaniałym propagandowym narzędziem może być kino. A Włochy (świeżo po aneksji Abisynii) miały wtedy solidne zapędy mocarstwowe.

Pierwsze kamery....  Powyżej plany studia.

Dochodzę wreszcie do królestwa Felliniego. Niby tylko jedna salka ale kawał filmowej historii. Kostiumy z Dolce Vita, 8 i pół, Guliettty i duchów czy Ginger i Fred.

Storyboardy, inspiracje Mistrza, jego aktorki, jego klimaty...

Następnie przechodzę do głównego budynku, w którym poznać można chronologicznie całą historię studiów. Rozpoczyna się ona od kręconych w latach 30. komedii romantycznych 'z wyższych sfer' (tzw telefoni bianci). W końcu propaganda sukcesu... To to kino, w którym przed wojną brylował jako czołowy amant mój ulubiony włoski reżyser, Vittorio de Sica. Strasznie chciałabym je poznać bliżej.


Po ruinach zniszczonej wojną Italii trafiam następnie do tego, co filmowo z tym krajem kojarzy się najbardziej: włoskiego neorealizmu (choć oczywiście jednym ze sztandarowych założeń neorealizmu było kręcenie w naturalnych plenerach, a i Cinecittà zaraz po wojnie była totalnie zniszczona..)

w wyświetlanych fragmentach filmów trafiłam i na mojego ukochanego Umberto D.

Wydawałoby się, iż neorealizm plus zniszczenie studiów bombardowaniami położy definitywnie kres Cinecitcie. Nic z tego. Pod koniec lat 40. studia zostały odbudowane i filmowa produkcja ruszyła w nich znów pełną parą. Nie tylko ta rodzima (a nawet przede wszystkim nie ta:D). Początek lat 50. to bowiem czas, gdy Rzym i Cinecittę odkryli Amerykanie. I zaczęli tu kręcić na potęgę swoje modne wtedy superprodukcje historyczne. Ben-Hur, Kleopatra, Qvo Vadis i te tytuły można by mnożyć.. nie bez przyczyny Cinecittà  i Rzym zyskały wtedy miano 'Hollywoodu nad Tybrem'

 
Znajdujące się na dziedzińcu kolumny z Kleopatry...
hollywoodzkie gwiazdy zjeżdżały tłumnie do Rzymu... to stąd czerpał potem natchnienie Fellini w Dolce vita..
nie mogło zabraknąć i kultowej Vespy...
Dekadę później natomiast, w latach 60., furorę zaczęły robić produkowane w Cinecitcie 'spaghetti westerny':

...choć mnie tam urzekły bardziej  kadry z wystawnych szekspirowskich adaptacji Zeffirellego.. ;)

I jeszcze jedna urzekająca pamiątka dawnych czasów. Teraz do Cinecitty można wygodnie dojechać metrem, przez lata jednak był to poważny problem (nie każdy był wielką gwiazdą z własnym autem i szoferem). Dlatego też po wojnie doprowadzono tam specjalny tramwaj:


Od lat 80. Cinecittà  przechodzi trudne lata. Filmy kręcone są coraz bardziej w naturalnych plenerach (albo w studiach w tańszych krajach). Niemniej magia nazwy wciąż działa i dla wielu uznanych współczesnych twórców to nadal miejsce magiczne.


... i oto zatem 'inspiracyjne' szuflady paru wielkich...
Nie wpadłabym na to, że Leone to też Eneida i Odyseja...
..ani że Benigni to Dante..
I wreszcie część techniczna. Bo przecież kino to nie tylko aktorzy i reżyser. Można się zatem np dowiedzieć, jakie są trzy podstawowe formaty scenariusza (i czym się od siebie różnią) ...


A na sam koniec - w charakterze wisienki na torcie - wchodzimy do.. łodzi podwodnej:D Stworzonej na potrzeby filmu 'U-571'

 

Oszołomiona bogactwem wrażeń wychodzę znów na świeże powietrze, gdzie - jak wspomniałam już wcześniej - czekają na mnie oniryczne rekwizyty z filmów Felliniego (w tym słynna Wenusja). Tak, to jest 'miasto ze snów'...


Strona Cinecitty: https://cinecittasimostra.it/en/opening-hours-and-prices/