sobota, 6 maja 2017

'Dottore, dottore..' , czyli jak we Włoszech celebruje sie obrony

W połowie kwietnia we włoskim kalendarzu zajęć następują przerwy na obrony. Po raz pierwszy spotkałam się z tym zjawiskiem będąc kilka lat temu w Padwie i szczerze mówiąc tamtejszy sposób celebracji tego wydarzenia jest dużo bardziej widowiskowy. Być może dlatego, że to jednak stara, szacowna uczelnia i rzecz odbywa się bardziej tradycyjnie. W Foggii oglądałam głównie coś, co nazwałam wtedy wersją 'grzeczniejszą' - z wieńcami laurowymi i konfetti:P


Pozwolę sobie zatem raczej skopiować tu moje wrażenia z oglądania padwańskich obron: wygląda to trochę jak nasze otrzęsiny i podobnie wersje mogą być 'łagodniejsze' (delikwent 'wychodzi' czysty:P) i 'ostrzejsze'.



Ogólnie świeżemu laureato przygotowuje się papiro, czyli coś w rodzaju wielkiego ogłoszenia  o właśnie nabytym dyplomie (i całym toku  studiowania), po czym musi on go publicznie w całości odczytać (płachta przytwierdzana jest do ściany uczelni, ew. trzymana przez innych). Przy każdej pomyłce wrzeszczy się bevi (znaczy, żeby pił coś, co ma w ręce - wino lub podobne trunki^^) i w ogóle dużo się złośliwie komentuje;) W wersji hard się też delikwenta obsypuje/oblewa różnymi rzeczami (widziałam mąkę, pomidory i coś, co przypominało piankę do golenia^^) - vide też poniższa zajawka z YT:

Zwracam uwagę na troskę o okoliczny mur i chodnik - jeśli będzie 'obrzucanie' przytwierdza się wokół też folię ochronną (którą wypapraną potem uczestnicy zwijają i zabierają ze sobą).
Na koniec śpiewa się mało przyzwoitą piosenkę o 'dottore':

Dottore, dottore
Dottore del buco del cul
Vaffancul! Vaffancul!

Doctor, doctor
Doctor of the mouth of the ass
F--- you! F--- you!

Zdecydowanie za rok chciałabym poświętować swoją obronę po włosku, ale jednak raczej w wersji light^^


środa, 19 kwietnia 2017

Lecce - barokowa perła Salento

Pomysł, żeby spędzić w Lecce świąteczny weekend był znakomity. To, nazywane 'Florencją południa, a położone na samym dole obcasa włoskiego buta miasto urzekło mnie dużo bardziej niż tak okrzyczana Firence. Może dlatego, że było spokojniej i kameralniej, a ja preferuję taką atmosferę. Owszem, na ulicach nie było pustek, ale - w odróżnieniu od Florencji - nie miałam poczucia nadmiaru turystów (żadnych tabunów Japończyków z mega obiektywami czy megadługaśnych kolejek do lokalnych atrakcji - może i dlatego, że Lecce to przede wszystkim architektura 'na świeżym powietrzu' a nie biletowane muzea). Mogłam zatem spokojnie oddać się temu, co lubię najbardziej: szwendaniu się po wąskich uliczkach i podziwianiu unikalnego, nader bogatego lokalnego stylu zwanego barocco leccese. Bellissimo! (i mówię to jako osoba preferująca ogólnie skromniejsze style architektoniczne nad barokowe 'wypasy'). Zresztą niech fotki przemówią same za siebie:) 

Lecce to przede wszystkim miasto kościołów:

  
z powalającym Duomo na czele... 

Ale są też ruiny dawnego Teatro Romano...

 Piazza Sant'Oronzo - centralny plac miasta z ruinami amfiteatru...

Piękne palazza, czyli kamienice...
 
 
Też w pakiecie z targami staroci...
 Dawne bramy miejskie...
inne budynki...

... i sporo zwykłych uroczych zakątków
Tu akurat też kościół grecki..

Na koniec trafiłam jeszcze do mieszącego się w Pallazo Taurino małego podziemnego muzeum dokumentującego średniowieczne życie dużej w owych czasach społeczności żydowskiej w Lecce:

  
 

 To była bardzo udana, pełna wrażeń wycieczka.